Wehikuł czasu – grudzień 2022 (rok 14/166)

Czapka Mikołaja na ratuszowej wieży w tym roku oznacza nie tylko zbliżanie się najpiękniejszych Świąt roku. Jej pojawienie zapowiedziało wydarzenia specjalne związane z osobą patrona. O niektórych z nich, poniżej.

logo (proj. Ewelina Wyrwas MAH)

Powróciła tradycja koncertu charytatywnego „Kolędy dla…”. 4 grudnia już po raz szósty na rynku pod ratuszem zabrzmiały najpopularniejsze kolędy dedykowane w tym roku Amelce Antczak. Zaśpiewali je przedstawiciele organizacji pozarządowych. Chórek składający się z kierownictwa TZG odśpiewał z zaangażowaniem kolędę Do szopy, hej pasterze. Z kronikarskiego obowiązku odnotowujemy, że zebrano ponad 12 000 złotych

Kolędnicy z TZG (fot. P. Gajek)

Wehikuł będąc przed tygodniem w Głogowie przez chwilę podglądał jak powstawała „Głogowska Pastorałka 2022 czyli KARP PEŁEN DOBRA” – jest podziękowaniem MOK-u tym wszystkim, którzy pomagali animatorom kultury jak piszą, „robić dobro”. Podśpiewujmy więc:

Niech się dzieje w taki czas

dobro przez nas, dobro w nas

Niechaj szerzy się i wzrasta

Z Mikołajowego miasta.

słowa: Katarzyna Swędrowska, muzyka: Dorota Drozd & Mariusz Szaban

wokale: Katarzyna Krawczonek-Suska, Kaja Urban, Dorota Drozd, Mariusz Szaban, Bartłomiej Adamczak, Hania Gajek, Rita Szaban

nagrania/ mastering: Mariusz Szaban; zdjęcia i montaż: Zbigniew Lipowski, współpraca: Piotr Gajek; producent: Miejski Ośrodek Kultury w Głogowie 2022.

https://www.facebook.com/mok.glogow/videos/530036612394306

W trakcie nagrania od lewej: Dorota Drozd, Hania Gajek, Bartłomiej Adamczak, Kaja Urban i Katarzyna Krawczonek-Suska (kadr z folmu, Z. Lipowski)

Św. Mikołaj w życiu Głogowa jest obecny już od średniowiecza. W tym roku tę obecność zadekretowano. W przeddzień imienin, w Teatrze im. Andreasa Gryphiusa odbyła się konferencja „Święty Mikołaj Biskup patronem miasta Głogowa”.

6 grudnia podczas uroczystej sesji Rady Miejskiej w Głogowie bp. Tadeusz Lityński, ordynariusz zielonogórski ogłosił decyzję Stolicy Apostolskiej, że biskup, św. Mikołaj został patronem miasta Głogowa. W przekazanym dokumencie brzmi to tak 

SANCTUM NICOLAUM,EPISCOPUM,

PATRONUM APUD DEUM

OPPIDI v.d. GŁOGÓW

Dekret watykański w chwilę po przekazaniu (fot. dla Wehikułu: M. Dytwińska-Gawrońska)

Obok uroczystości i obchodów religijnych i oficjalnych były koncerty, jarmark i mikołajowy tort! Tort Świętego Mikołaja. Nie zabrakło na Rynku atrakcji dla dzieci, przybył Mikołaj.

Korzystając z okazji przesyłamy świąteczne życzenia Czytelnikom Wehikułu i jego Niecodziennika – wszystkiego najlepszego i coraz lepszego, dziś i jutro, zawsze i wszędzie …

Poniżej lektura Wehikułu – dziś najnowsza książka głogowskiego autora i grudniowe wydarzenia z przeszłości. Na ich koniec przypominamy tragedię sprzed ponad półwiecza. 55 lat temu w tzw. „starym zagłębiu” pękła tama zbiornika osadowego kopalni rudy miedzi „Konrad” w Iwinach k/Bolesławca.

Z lektur Wehikułu

Leży na stole trzecia część kryminalno-obyczajowej trylogii głogowianina. Jeszcze pachnąca farbą drukarską, z autorską dedykacją i zachęca do lektury.

Dzień później … Kolejny kryminał z komisarzem rezerwy Ireneuszem Warogiem w roli głównej dołączył do przeczytanej trylogii.

Stefan Górawski, Klątwa włoskiego orzecha, Warszawa 2022

Kolejny „orzech” po tomach „Sekret włoskiego orzecha” (2020 r.) i „W cieniu włoskiego orzecha” (2021 r.), zainteresował inaczej. Mniej się leje krwi, i zagadki kryminalne nie występują na pierwszym planie. Jak autor publicznie stwierdził, dla niego  równie ważna jest część obyczajowa. Tu przede wszystkim widać, że policjant też jest człowiekiem ze wszystkimi przywarami, problemami, pytaniami i uczuciami. Drugim bohaterem jest pandemia bo powieść umiejscowiona została w czasie rzeczywistym i obejmuje zły czas panowania covidu z jego wszystkimi utrudnieniami. Literackie kalendarium epidemiczne przypomina jak to było calkiem niedawno i bardzo źle.

Walor dydaktyczny może jednych drażnić drugich interesować. Opisy zachowania pacjenta z depresją, późniejszej terapii i konsekwencji pobytu w specjalistycznym szpitalu ciekawią.

Ozdobniki, by nie powiedzieć ilustracje tworzy stosowana na wielu stronach gwara poznańska czy kresowe zaciąganie. Niektóre słowa wymagają objaśnień, których autor sumiennie dostarcza. I choć pojawia się pytanie, czy jeszcze faktycznie tak szeroko na byłym pograniczu i w Poznaniu używa się tej mowy to jednak jej przypominanie jest potrzebne.  

Swoistą wisienką na kryminalnym torcie jest opowieść wyrazistej postaci drugiego planu, Baby czyli pani Anny. Dla tych scen warto było towarzyszyć Warogowi w zmaganiu się z depresją czy jeździć z nim do Głogowa. Polecamy na zimowe wieczory.

Jest to koniec jemierzyckiej sagi.

Autor napisał, że czas pomyśleć o stworzeniu nowego bohatera. Wehikuł podpowiada by był to np. aspirant Górski (wszak Waróg to wspak pisany początek nazwiska autora). Ponoć już pisze się opowieść z podgłogowskiej wsi.

1298, 2.12, książę Henryk III Głogowski przekazał mieszczanom głogowskim za 50 marek zagajnik na Ostrowie Tumskim, na granicy z wsią Obora. Dokument ten potwierdzili następnie książęta głogowsko-żagańscy Henryk IV Wierny i Przemko. Ten sam Henryk III Głogowski przekazał głogowskim klaryskom m.in. wieś Oborę z młynem, należała ona do klasztoru aż do 1810 roku. Nosiła nazwę Oberau. Została zniszczona w czasie kampanii napoleońskiej. Odbudowana, ale w ramach rozbudowy twierdzy Glogau powstał tu w końcu lat dwudziestych XIX wieku fort Ober Redoute. Miał za zadanie bronić rdzenia twierdzy od wschodu. Długie walki o miasto w 1945 roku spowodowały zniszczenie tego dzieła fortecznego. Obecnie w to miejsce często zaglądają wycieczki tropicieli dziejów głogowskiej twierdzy, bowiem  profil i narys fortu są jednak nadal czytelne.

Oberau – pozostałość umocnień fortecznych z XIX wieku

1309, 9.12, odszedł za smutną namową ciała z dziewiątym brzaskiem grudnia Wielki książę Śląska, czcigodny Głogowa, Kalisza, Poznania a także Gniezna pan. Przesławny Henryk, władca i pokoju przyjaciel.

To fragment epitafium umieszczonego nad grobem zmarłego Henryka III Głogowskiego, który był znany też jako Głogowczyk i używał tytułu Dziedzica Królestwa Polskiego (heres regni Polonie). Został pochowany w Opactwie Cystersów w Lubiążu. Znalazł miejsce wśród książąt piastowskich w krypcie pod gotycką bazyliką. W sąsiedztwie znajduje się też zachowanych w niezłym stanie blisko 100 mumii opatów cysterskich i zakonników.

Jak pisze biograf Głogowczyka, poznański profesor Tomasz Jurek, utwór, z którego pochodzi cytowany wyżej tekst, powstał ok. połowy XIV wieku. Pisany był łaciną kunsztownym heksametrem. Przetłumaczony na język polski przez dr. Michała Rzepielę jest kolejnym źródłem do badania odległej głogowskiej i polskiej przeszłości. Cytat pochodzi z książki T. Jurka, gdzie Wehikuł odsyła ciekawych dalszego ciągu czytelników (T. Jurek, Dziedzic Królestwa Polskiego, książę głogowski Henryk (1274-1309), Kraków 2006).

A w Głogowie kilkaset lat później wybudowano Osiedla Piastów Śląskich, gdzie imieniem księcia Henryka III nazwano ulicę i szkołę podstawową nr 14.

Pieczęć majestatyczna Henryka III

1505, 16.12, Zygmunt Jagiellończyk po wielu naradach i konsultacjach z doradcami i przedstawicielami głogowskiego rycerstwa podpisał dokument stanowiący zarys ustroju nowo utworzonego sądu leńskiego.

Książę w 19 punktach dokumentu zawarł postanowienia porządkujące i umacniające prawa i zwyczaj stanu rycerskiego. Usunął nieścisłości dotyczące prawa dziedziczenia w dobrach lennych oraz określił stanowisko chłopów. Ustanowiony przez Zygmunta sąd leński był najwyższym sądem apelacyjnym dla całego księstwa głogowskiego (mieszczan i rycerzy). Nowością było także to, że każdy mieszkaniec księstwa mógł się odwołać od sądu niższej instancji do apelacyjnego sądu leńskiego. Założenia tego systemu przetrwały do połowy XVIII wieku.

Posągi św. Katarzyny, Matki Boskiej i św. Mikołaja, z epoki jagiellońskiej przez lata stojące w Bramie Odrzańskiej, a po jej zniesieniu, w bocznej ścianie nieodległego budynku.

1694, 24.12, w wigilię świąt Bożego Narodzenia cesarz Leopold I Habsburg podniósł do godności baronowskiej Samuela Szlichtynga (Schlichtinga) rotmistrza z sejmu 1683 r., sekretarza Jego Królewskiej Mości czy m.in.  komisarza do rozgraniczenia Śląska. W dyplomie nominacyjnym wyliczając zasługi rodu wspominał sędziego Jana Jerzego Szlichtynga, założyciela Szlichtyngowej. On to między innymi zasługami dla monarchii zanotował i wykup Nadkomisarza Wojennego z Głogowa Maksymiliana barona von Gersdorffa ze szwedzkiej niewoli w trakcie wojny 30-letniej.

Król Jan Kazimierz do magistratu wschowskiego w liście pisał: Napominamy  … abyście … innych dróg ze Wschowy do Głogowa sobie nie wymyślali tylko na miasteczko Ślichtinków.

Szlichtyngowie mając posiadłości na zachodnich kresach Rzeczpospolitej mieli wiele związków z habsburskim a potem pruskim Głogowem. Najciemniejsze interesy prowadził w II poł. XVIII w. Andrzej Aleksander, również właściciel nieodległego miasteczka. Miał prusakom sprzedawać jeńców konfederatów barskich. Do głogowskich kazamat wtrącił też porucznika Józefa Rylskiego, z prywaty swojej.

Andrzej Szlichtyng to również symbol pogranicza – pułkownik w polskiej służbie, delegat na sejmik konfederacyjny dysydentów w Toruniu w 1767 r. A w armii pruskiej w stopniu obersta (pułkownika) i generała majora. A cytowany wyżej fragment królewskiego listu dotyczy fatalnej drogi łączącej Szlichtyngowę z traktem handlowym do Głogowa.

Tyle zostało z pałacu Szlichtyngów w Jędrzychowicach k/Szlichtyngowej.

1808, 20.12., kościół pojezuicki pw. Bożego Ciała został przejęty przez francuską administrację twierdzy. Był używany jako magazyn siana, stajnie dla koni i wołów, olejarnię, skład solonego i marynowanego mięsa, Urządzono tam również i skład artyleryjski.

Pół wieku wcześniej, w trakcie wojny siedmioletniej w tym kościele i kolegium jezuickim mieścił się lazaret wojskowy. Jeden z leczonych tam żołnierzy zaprószył przez nieuwagę, od swojej fajki, ogień. Wybuchł gwałtowny pożar, który strawił połowę miasta.

Taki los spotykał w przeszłości pięknie odbudowywaną po II wojnie światowej, świątynię, która doczekała się przykrycia wież hełmami.

Przewrotny widok fasady głównej kościoła w 2011 r. (fot. Paweł Maciuszczak)

1870, 24.12., Zamiast wigilijnej opowieści, dziś o wigilijnym zdarzeniu w Glogau, w Wigilię świąt Bożego Narodzenia (Weihnachtsabend). Uciekł wtedy z twierdzy, więziony w niej francuski artylerzysta, kapitan Émile Auguste Zurlinden (1837-1929), przyszły polityk i minister Francji.

Dostał się do niewoli wraz ze swoim pułkiem po kapitulacji twierdzy Metz w trakcie wojny prusko-francuskiej. Późniejszy gubernator Paryża i minister obrony opisał swoje przeżycia w pierwszym tomie wspomnień (Mes souvenirs, 2 tomes 1870-1900). Jak wspominał – oficerowie mieli dać na piśmie słowo honoru, że do końca wojny nie będą walczyć przeciwko Niemcom. Kolumny pułkowe i korpuśne były kierowane do miejsc odosobnienia. Każdy żołnierz mógł zabrać tornister, rzeczy, sprzęt obozowy, Oficerowie mogli obok rzeczy osobistych zatrzymać pałasze lub szpady. Pierwotnie zostali wysłani do Wiesbaden, gdzie by mieć trochę swobody mieli zobowiązać się do nie podejmowania prób ucieczki. Młody artylerzysta publicznie jednak stwierdził, „…że obowiązkiem francuskiego oficera jest zrobienie wszystkiego by powrócić do armii”. Dowódca miejscowego obozu jenieckiego, pułkownik von Saigner natychmiast zawezwał dyżurnego oficera, który pod czteroosobową eskortą odesłał krnąbrnego oficera do głogowskiej fortecy. Stąd było dalej do Francji, a mury i ścisła kontrola miały wybić z głowy patriotyczne pomysły.

Jednak kilka tygodni później, pewnego ranka, czy raczej, dokładniej, w piękną noc, Zurlinden sobie znanym sposobem opuścił nadodrzańską twierdzę. Było w niej już kilkanaście tysięcy francuskich jeńców, w tym również oddział żołnierzy tureckich. Szeregowców zgrupowano w podmiejskich obozowiskach. Oficerowie kwaterowali w domach mieszczan. To być może ułatwiło wykonanie tego zamiaru. Kiedy jego zniknięcie zauważono, gubernator twierdzy, płk Wollenhaupt, rzucił do poszukiwań w bliższej i dalszej okolicy patrole żołnierskie. Wydany komunikat głosił, ze uciekinier ma być dostarczony „żywy lub martwy”. W kilka dni później ten był już jednak w Bordeaux, gdzie Leon Gambetta powołał go na szefa szwadronu. Włączył się więc w prace nad rekonstrukcją siły zbrojnej a konsekwencją jego aktywności były kolejne awanse.

To nie był odosobniony przypadek ucieczki jeńców francuskich w tym czasie, choć na pewno najgłośniejszy. Tajemna eskapada gen. Zurlindena z głogowskiej twierdzy stała się w późniejszych latach, kiedy francuski bohater stał się osobą publiczną, przyczyną konfliktów dyplomatycznych. Niemiecka prasa, należy przypuszczać, że z poduszczenia polityków. przypuściła atak na ministra. Oskarżano go przede wszystkim, że nie jest człowiekiem honoru.

Wrzawa w prasie ucichła, pamięć o wyczynie francuskiego oficera pozostała.

1945, grudzień, Ale nie zawsze można było przepłynąć na drugą stronę Odry promem. Dwa tygodnie później nastolatka z Kotli musiała się dostać do pociągu, który miał ją zawieźć z Głogowa do Krosna Odrzańskiego.

Teresa Gładysz wspominała tak:

zobaczyłam nad rzeką po obu jej brzegach resztki zburzonego mostu. Niektóre przęsła podtrzymywały jego części, a pozostałe pod kątem 75 stopni opadały w dół. Środek mostu był pod wodą. Szerokość wody wynosiła około 2-3 metrów, nad nią była kładka zrobiona z belek ułożonych na przęsłach nad wodą. Po niej można było przejść na drugi brzeg. Zejście do kładki było strome, do tego oblodzone. Pokonanie tego na nogach było ryzykowne, wręcz niemożliwe. Nie namyślając się długo, siadłam na walizkę i zjechałam na dół. Na dole walizkę przywiązałam do siebie, żeby mieć wolne ręce, dla utrzymania równowagi przechodząc przez kładkę. Następnie, ostrożnie postawiłam nogę na oblodzonej belce, potem drugą i balansując jak na linie, bo belki się ruszały, pomału krok po kroku posuwałam się do przodu. Po pokonaniu kładki, musiałam wejść do góry, po oblodzonym elemencie mostu na drugi brzeg. Żeby pokonać tę trasę, ręce nadal musiały być wolne, bo do góry musiałam się czołgać. Zdarzało się, że po pokonaniu metra lub dwu, ktoś nagle szusem zjeżdżał w dół. W końcu ledwo żywa, zmęczona, dotarłam na drugi brzeg.

Częściowo rozwiązany wielki problem głogowian, by dostać się na drugi brzeg Odry został rozwiązany dopiero w styczniu 1948 roku, kiedy udostępniono most tymczasowy na wojskowej konstrukcji. (Wehikuł dziękuje Alinie Kruk).

Wojskowy most sytemu Baileya umożliwiał przejazd w latach 1948-1955

1967, 13.12., o godzinie 3.15 nad ranem, na uśpioną wieś Iwiny koło Bolesławca wylały się tysiące metrów sześciennych szlamu ze zbiornika osadowego pobliskiej kopalni rudy miedzi „Konrad”.

Poniemieckie zakłady górnicze reaktywowano z początkiem stycznia 1950 roku. Już dwa lata wcześniej rozpoczęto prace przygotowawcze, przede wszystkim odwodnienie.  Pięć lat później, w czerwcu 1953 w ZG „Konrad” wydobyto pierwszą tonę rudy miedzi. Wydobywana ruda miedzi na miejscu ulegała procesowi wzbogacania. W trakcie tzw. flotacji oddzielano przy pomocy wody skałę płonną, którą w postaci szlamu gromadzono w nieodległym zbiorniku. Otoczony wielosetmetrowym wałem, z szychty na szychtę powiększał swoją objętość. Feralnej nocy powstała w wale wyrwa, która u podstawy miała szerokość 68 m. Na leżące niżej zabudowania wypłynęło ponad 12 milionów metrów sześciennych błota. Jak zanotowano, fala … w pewnym momencie miała nawet dwadzieścia metrów wysokości … łamała słupy elektryczne, wyginała tory kolejowe, wagonami wypełnionymi urobkiem rzucała jak zabawkami. Szlam zalewał domy, obory, stodoły. Topiąc ludzi i zwierzęta.

W katastrofie zginęło 18 osób, w tym 5-osobowa rodzina. Ponad pół tysiąca zabudowań zostało zniszczonych.

Wehikuł poleca lekturę np. strony  internetowej, czy publikację okolicznościową Jana Paździory, Przed wielką miedzią, Bolesławiec 2016.

A wspominamy tę tragedię z szacunku dla ofiar i z uwagi na zbiornik „Żelazny Most”, stale powiększany i modernizowany, znajdujący się między Grodowcem i okolicznymi miejscowościami ziemi głogowskiej.

1997, grudzień, jak poinformowali statystycy na koniec tego miesiąca miasto liczyło 73 693 osoby. Dziesięć lat później, w końcu roku 2007 doliczono się 69 978 mieszkańców czyli poniżej 70 tysięcy.

Sto lat wcześniej jak donosiła prasa, w 1905 roku Głogów miał 23 434 mieszkańców, w stosunku do 1900 r. nastąpił wzrost o 1298 osób (22 136). 

Liegnitzer Tageblatt porównał wielkości dolnośląskich miast w latach wcześniejszych. I tak  w roku 1795 Głogów – jak napisano – siedziba ważnej Twierdzy i Rejencji Dolnośląskiej – liczył 9001 osób i był większy m.in. od Legnicy (6086), Świdnicy (7257);

W roku 1834 – Głogów mający 11 431 mieszkańców klasyfikował się jeszcze przed Legnicą, która liczyła 10 733 dusze;

W roku 1842 – Głogów miał 11 200 mieszkańców, podczas gdy Legnica już 12 231.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.