Wehikuł czasu – marzec 2021 (rok 12/145)

Kiedy w Głogowie przychodzi wiosna? Najpierw wybucha na działkach. Tam już jest. Tak jak te przebiśniegi zerwane ostatniego dnia lutego 2021roku całkiem niedaleko od Starego Miasta. Głogowska wiosna zakwitła w działkowym Internecie. Niektórzy pochwalili się swoimi pierwiosnkami. „Pierwszy rannik zakwitł, krokusy…”

A miejscowi poeci, sądząc po lekturze dostępnych tomików, niewiele uwagi w swojej twórczości poświęcili tej porze roku. Na stronie I Liceum Ogólnokształcącego znaleźliśmy taki fragment wiersza  „Wiosna”, warszawskiej poetki  Małgorzaty Strzałkowskiej

– Czym jeszcze pachnie dokoła, gdy wiosna szaleje na świecie

– Jeszcze wspomnieniem zimy i już marzeniem o lecie…

Przebiśniegi i ratusz za mgłą w ostatnim dniu lutego 2021 roku(fot. Izabela Matuszewska)

Koronawirus już blisko rok determinuje naszą codzienną egzystencję i dewastuje przyzwyczajenia. Każe nam żyć oddzielnie i zdalnie, osobno, ale przez to jesteśmy razem. Wyzwolona została nowa energia, pokłady sympatii i solidarności. Żyjemy inaczej przez to niewidzialne zagrożenie.

Wehikuł, obserwując wirtualnie społeczną aktywność, twierdzi za jednym z mieszkańców, że i w Głogowie „dzieją się niesamowite i dobre rzeczy”. Choć już i wszyscy jesteśmy zmęczeni. Dlatego też pojawiają się akty obywatelskiego nieposłuszeństwa. Szczególnie w środowiskach ludzi młodszych. 4 marca 2020 roku, kiedy żyliśmy jeszcze wydarzeniami związanymi z promocją nowej książki i zabieraliśmy się do kolejnych prac, w nieodległej Cybince w woj. lubuskim zanotowano pierwszy przypadek koronawirusa SARS-CoV-2, który wywołuje chorobę COVID-19. Miesiąc później wykryto go w Polsce u 2692 osób, a zmarła już 1osoba. Prawie 12 miesięcy później, blisko rok od pierwszego pacjenta – notujemy, niestety, 1 706 908 zakażeń i 43 769 zgonów. Niestety, obciążenia podstępnym wirusem występują w nawet najbardziej renomowanych klinikach, (czego doświadczył Wehikuł). Postępują jednak szczepienia, które są, jak się nas przekonuje, szansą na skuteczną walkę z pandemią. Objęły już blisko 3,5 miliona osób (do 11 lutego 2021 w pow. głogowskim podano w sumie 3832 dawki szczepionki).

Punkt „wymazowy” dla osób, które muszą wykonać test w kierunku COVID-19 w Głogowskim Szpitalu Powiatowym – na drugim planie znak czasu – kolejka pacjentów. Długa również odległością między nimi (fot. Kacper Chudzik).

45 lat temu, 8 marca 1976,  na ozdobnym blankiecie doręczyciel z głogowskiej poczty dostarczył do Domu Kultury przy ul. Jedności Robotniczej telegram treści następującej: „WSZYSTKIM PANIĄ SUKCESÓW W PRACY ZAWODOWEJ I ŻYCIU OSOBISTYM ŻYCZY DYREKCJA I RADA ZAKŁADOWA WDK LEGNICA” – pisownia oryginalna – takie bowiem były uroki pasków drukowanego wersalikami papieru. O tym zdarzeniu szerzej piszemy w dalszej części marcowego Wehikułu. A dziś Paniom w Dzień Kobiet, uśmiechnięte, wiosenne i pełne bukietów kwiatów życzenia składa Wehikuł czasu. Wiosna, wiosna, ach to ty, więc dołączamy tulipany!

Kwiaty Dnia Kobiet – kiedyś to były stojące na baczność goździki. Dziś to tulipany.  (fot. Izabela Matuszewska)

Nadszedł czas przyznania IX Głogowskiej Nagrody Historycznej „Złoty Bilet Wehikułu czasu”. Wręczymy ją już niedługo. W innych warunkach i obostrzeniach.

Statuetka Głogowskiej Nagrody Historycznej wykuta przez artystę rzeźbiarza Janusza Owsianego i osadzona w czarnym dębie, wręczana od 2019 roku Laureatom.

Z lektur Wehikułu 

Obowiązkowa lektura dla interesujących się historią Czech i Śląska oraz wpływów czeskich na Ziemię Śląską. Obecnie trwa od kilku lat moda na Bohemica. Duży wpływ na jej kreowanie mają otwarte granice wiodące do Złotej Pragi. I oczywiście jeden z wybitnych Dolnoślązaków zakochany w Czechach – Mariusz Szczygieł.

Od kilku miesięcy w księgarniach znajduje się kolejna po znakomitym, choć tu nieopisywanym, specyficznym przewodniku wybitnego czeskiego pisarza Jiříego Grušy – Czechy. Instrukcja obsługi (Znak, Kraków 2018). Prezentujemy więc:

Petr Jokeš,Czesi. Przewodnik po historii narodu i państwa, Wyd. Avalon, Kraków 2020.

Wydawca prezentując książkę na IV okładce i w Internecie napisał, że jest to „książka, która nie tylko przedstawia polskiej publiczności historię Czech, ale również (a może nawet przede wszystkim) pokazuje, jak tę historię postrzegają sami Czesi”. Ale autor, malując obrazy, umieszcza je w szerokim kontekście historycznych realiów. Zmaga się z olbrzymim okresem, bo prowadzi nas od czasów najstarszych do podziału Czechosłowacji w końcu XX wieku. Stara się na przeszłość patrzeć obiektywnie. Jest erudytą i błyskotliwym historykiem.

Praga – Ogrody Wallenstaina znanego i z aktywności w trakcie wojny trzydziestoletniej na Śląsku, w obiektywie Głogowianki z wycieczki w roku 2018.

Książkę można czytać w dowolnym miejscu, bo szczegółowe tytuły rozdziałó1)w pozwalają dokonać wyboru interesujących nas w danej chwili jej fragmentów. Oczywiście ciekawość Wehikułu wędrowała za autorem w stronę wątków śląskich.

Jokeš, pisząc o Śląsku, podkreśla z dumą, że gęsto zaludniona i gospodarczo rozwinięta prowincja była prawdziwą perłą w koronie austriackich Habsburgów”. Przypomina również, bo niewielu z nas wie czy pamięta, że ziemia kłodzka, słynne hrabstwo kłodzkie „była częścią Czech a nie Śląska”. Właśnie mija 280 lat jak w trakcie I wojny śląskiej (1741-1742) ją Fryderyk II zajął i zatrzymał. Śląsk tworzył z Czechami i Morawami jedno państwo przez ponad 400 lat. Ale pisze dalej „w dzisiejszych Czechach już mało komu Śląska brakuje, ale jeszcze po I a częściowo po II wojnie światowej – snuto plany – już wtedy raczej o charakterze fantasmagorii – odzyskania przynajmniej jego części”. I tu chwile zatrzymajmy się nad granicą polsko-czeską. O ile autor omawia proces kształtowania się stosunków i rubieży polsko-czeskiej po zakończeniu Wielkiej Wojny dość gruntownie i obiektywnie, o tyle o granicznym sporze po drugiej wojnie światowej nie wspomina. Miłosiernie również nie pisze o Operacji „Dunaj”.

Jak wydawca wspomina wyżej, książka jest napisana z czeskiego punktu widzenia. Więc jest kilka też innych ciekawostek. Głogowianina zdziwi brak choćby zdania o roli i znaczeniu Zjazdu Głogowskiego w połowie XVI wieku, kiedy to w pogranicznym mieście nad Odrą spotkali się Jerzy z Podiebradów i Kazimierz Jagiellończyk. Z innej „beczki”, ale w tym duchu – „W Czechach prawie nie używa się popularnego w Polsce określenia „Wiosna Ludów” na wydarzenia z końca połowy XIX w. – mówi się „o roku rewolucyjnym 1848, albo latach rewolucyjnych 1848-49”. O naszych narodach i konfliktach mówi, że następowało „zderzenie dwóch egoizmów narodowych”.


Dla miłośników prozy klasyków czeskich i czytelników Gotlandu czy „osobistego przewodnika po Pradze” Mariusza Szczygła ze znakomitymi zdjęciami Filipa Springera pozycja obowiązkowa.

1291, 2.03., w tym dniu miał odbyć się w Głogowie zjazd dostojników księstwa, duchowieństwa, z obecnością biskupa wrocławskiego Tomasza II. W tych dniach również książę Henryk III pojmuje za żonę Matyldę brunszwicką, córkę Księcia Albrechta. Tak uważają historycy polscy, z których prof. Kazimierz Jasiński udowadnia, że ten fakt musiał mieć miejsce nie w 1292 a 1291 roku.  W trakcie zjazdu Henryk III potwierdza przywileje immunitetowe dla biskupstwa wrocławskiego wydane przez ojca (w 1253 i 1273 roku), a także wielki przywilej immunitetowy Henryka Probusa dla dóbr nysko-otmuchowskich.

Zjazd ma miejsce w tym samym miejscu, gdzie zostały wystawione dokumenty, czyli w domu scholastyka głogowskiej kolegiaty, Mikołaja na Ostrowie Tumskim.           A historyk niemiecki zwraca uwagę na fakt zupełnie inny. W pierwszych miesiącach 1291 r. spłonął nadrzeczny Głogów. Dlatego wszystkie wydarzenia miały miejsce w gościnnym domu scholastyka. Bo zamek był pogorzeliskiem jak nadodrzańska część rozbudowującego się miasta. Po zrealizowaniu planów politycznych i małżeńskich Henryk III, książę głogowski, przenosi się z dworem i kancelarią do Ścinawy. Już w nowym miejscu, 26 marca 1291r. podjął decyzję o

ułatwieniu mieszkańcom zniszczonego Głogowa odbudowę miasta. „Darował mieszczanom głogowskim poszkodowanym przez pożar dochody z promu, który uruchomiono wskutek uszkodzenia mostu. Zagwarantował miastu w całym swoim księstwie wolność cła…”. Do odbudowującej się stolicy księstwa Henryk III wróci wiosną 1292 r.

Wybitny i ambitny władca walczy o Śląsk i chce narzucić swoją zwierzchność pozostałym książętom. Choć nieznany jest motyw polityczny mariażu z Matyldą, to cel jest wiadomy. Sukces polityczny w eliminowaniu Henryka Grubego.

Na razie Głogowczyk próbuje siły argumentów. Już od 1290 r. ma zapewnienie księcia wielkopolskiego Przemysła II, że w przypadku jego bezpotomnej śmierci otrzyma prawa do Wielkopolski. Ale tu jego rywalem staje się książę Władysław Łokietek. Dziś w trakcie pośpiesznych przenosin ze zniszczonej stolicy do Ścinawy najważniejsza jest walka z wrocławskim imiennikiem, Henrykiem V Brzuchatym.

1440, 25.03., w Wielki Piątek, w trakcie pożaru na rynku spaliło się kilka domów, w tym m.in. jatki, ławy obuwnicza i chlebowa. Nie był to pierwszy ani ostatni pożar w mieście. Nie był też największy. Czy zachowały się jego ślady? Archeolodzy milczą. A część zabudowy została przez nich odkopana i zbadana.

Pierwsze badania prowadzono chyba w latach 80. XX wieku, drugie w 2008 roku, jak widać na zdjęciu – rozpoznawcze. Pomierzono i zasypano. A potem wszyscy zapomnieli i miasto poprzedniego włodarza, jak gdyby nic się nie stało, zaplanowało i rozpoczęło umieszczanie pluskających, modnych fontann. Dziś pluskają na osiedlu Kopernik. A odkopane znalezisko przykryto pawilonem. Zanim do tego doszło, przetoczyła się przez miasto emocjonalna dyskusja. A Tadeusz Kowalski, czytelnik Wehikułu napisał tak:

Pamiętam wyjazd do Zielonej Góry, aby obejrzeć jak prezentuje się zabezpieczenie ruin tamtejszych sukiennic grubymi szybami tworzącymi nawierzchnię placu przy ratuszu. Na szczęście jednak wybrano najbardziej optymalną opcję, czyli zabezpieczenie szklaną „wiatą”, która w razie czego może też być w przyszłości zastąpiona innym budynkiem kamienicznym, jeżeli by znalazł się inwestor.

Sukiennice – prace archeologów w 2008 roku.

1476, 29.03., około godziny 23.00 zaczęli się dobijać do jednej z głogowskich bram ludzie z orszaku biskupa wrocławskiego i legata papieskiego Rudolfa. Biskup chciał wjechać do miasta, by dostać się do swojego dworu i do kolegiaty na Ostrowie Tumskim. Po przenocowaniu w szpitalu św. Ducha (przed murami) odprawił tam nabożeństwo, nic nie jadł i znowu stanął pod Bramą Szpitalną, (bo pod nią najprawdopodobniej oczekiwał). Ta jednak pozostała zamknięta przez kolejne godziny. Ok. 13.00 oddalił się w kierunku Wrocławia.  Kronikarz z oburzeniem zapisał:o czymś takim nikt nigdy nie słyszał wśród głogowian, żeby oni biskupa wrocławskiego i swojego ojca duchowego nie wpuścili. Nasz biskup

przybył z dobrymi chęciami i chciał ich wizytować oraz bierzmować chłopców.

      Oburzenie Borgeniego to jedna strona medalu. Prawda jak zwykle ma rożne oblicza. Niedawno zmarł głogowski książę Henryk XI i zaczyna się wielki spór o książęcą schedę, który otrzyma miano wojny sukcesyjnej. Tu mamy jej początek. Wrocławski hierarcha kościelny był zwolennikiem i reprezentantem króla Macieja Korwina. Natomiast mieszczanie opowiadali się po stronie księżnej wdowy, Barbary, czyli Brandenburczyków.  

Oczywiście później nie obyło się bez kościelnych kar i ekskomuniki burmistrza, rajców i innych urzędników. Powrót do łask kosztował głogowian wiele starań, upokorzeń i pieniędzy.           Pięć wieków później szykany spotkały kolejnego biskupa. W styczniu 1982 roku do głogowskiego ośrodka internowanych działaczy „Solidarności” nie został wpuszczony ks. bp. Paweł Socha, biskup pomocniczy ówczesnej diecezji gorzowskiej. Jak twierdzą świadkowie „… po kazaniach, głodówkach i liście do Episkopatu, władze tłumaczyły się gęsto i przepraszały”. Udana już wizyta miała miejsce dwa tygodnie później.

Na ilustracji gościnnie witani w latach dziewięćdziesiątych XX wieku w Głogowie dostojnicy kościoła katolickiego w Polsce – prymas kard. Józef Glemp i abp Józef Michalik. Na zdjęciu z książki o głogowskiej policji z policjantami zabezpieczającymi uroczystości na Starym Mieście przed wejściem do kościelnych pomieszczeń (Służba niejedno ma imię, Głogów 2014, s. 126).

1741, 8.03., o północy do szturmu na uśpioną twierdzę ruszają trzy kolumny pruskiej piechoty. Na czele każdego z trzech oddziałów cieśle i minerzy torowali przejścia przez zasieki, palisady i kozły hiszpańskie. Przygotowano także petardy do wysadzania bram. Wyznaczone do ataku oddziały

… miały być kompletne, ludzie nie powinni być niczym obciążeni, wszystko winni zostawić we wsiach… i tylko po 30 naboi muszą mieć przy sobie… pod karą śmierci nikt nie powinien bez zezwolenia palić tytoniu, a tym bardziej rozniecać ognia, aby nie alarmować wroga.

Jak donieśli dezerterzy na wałach ma znajdować się tylko 200 żołnierzy, 74 działa i moździerze różnych kalibrów, stare, bez lawet, były rozstawione na obszarze dziesięciu dzieł fortecznych. Największe: „4 pół kartauny, 24-funtowe, zostały rozmieszczone – 2 w Bastionie Sebastian i 2 w Bastionie Lew; 5 szt. 12 funtowych (Quartierschlangen); rozmieszczone; 1 – Wolfsgrube, 1 w pierwszym oddziale w Zamku, i 3 – „Dominikaner-Post”. Część z nich była w zbrojowni. W arsenale znajdowało się też ponad 4000 sztuk broni palnej.

Twierdza głogowska została zdobyta błyskawicznym, znakomicie przygotowanym szturmem oblegających, pruskich batalionów. Kiedy opadł bitewny pył, a polityczne emocje zmieniły przynależność tej części Europy – Fryderyk II stwierdził, że śląskie twierdze zostały zdobyte, każda na swój sposób:


Glogau im Schlafen

Brieg im Wachen

Breslau im Lachen

Neisse mit Krachen

Głogów we śnie

Brzeg na jawie

Wrocław ze śmiechem,

Nysa z trzaskiem.

Ten żartobliwy wierszyk miał potem długo krążyć w pruskich środowiskach podgrzewających militarne nastroje.

Habsburska Vestung Glogau oblegana była przez kwartał, a zdobywana przez godzinę. Młody król Fryderyk napominał księcia Leopolda dowodzącego oblężeniem, by zrobił wszystko na rzecz jak najmniejszych strat. I tak się stało. Zginęło tylko 9 pruskich żołnierzy. A miasto za murami pozostało niezniszczone. Więcej na:

 http://www.glogow.pl/tzg/wehikul%202009_2011/index.html [nr 3/2009]

Grenadierzy na wałach atakowanej twierdzy, motyw historyczny na tzw. notgeldzie, banknocie zastępczym emitowanym w Głogowie na początku lat 20. XX wieku (ze zbiorów Wehikułu).

1794, 24.03., Tadeusz Kościuszko złożył przysięgę na krakowskim Rynku. Rozpoczęło się powstanie z katalogu polskich zrywów narodowych. Kilka dni wcześniej zerwał się z poddańczej smyczy brygadier Antoni Madaliński. Czy Insurekcja kościuszkowska miała związek z Głogowem? Tak, smutny.

W pruskiej, głogowskiej twierdzy, jak również we Wrocławiu i Brzegu ustanowiono komisje śledcze i karne „… dla osądzenia i skazania naczelników powstania kościuszkowskiego”, ujętych na terenie pruskim. Główna komisja południowo-pruska miała siedzibę w Poznaniu. Jedną z ofiar komisji mógł być adwokat i patriota poznański, Jan Jarnuszkiewicz. Do dziś śladów najprawdopodobniej zmarłego w lochach Głogowa, szuka rodzina. W tych kazamatach na kilka lat osadzony został też m.in. Marek Zieliński herbu Świnka, który w czasie Insurekcji, jako porucznik wojsk koronnych, próbował z niewielkim oddziałem przedostać się przez granicę pruską i przyłączyć do wojsk Tadeusza Kościuszki. Więzienną celę miał też poznać generał Antoni Madaliński. Dowódca z czasów insurekcji, jako poddany pruski został po jej klęsce aresztowany we Wrocławiu. W trakcie przewożenia do Magdeburga miał tu być więziony. Ale w dotychczas opublikowanych biogramach brak potwierdzenia.

W lipcudo twierdzy konwój dostarczył nowego więźnia. Był to Antoni Bazyli Dzieduszycki (1757-1817), polityk warszawski z kręgów władz powstania kościuszkowskiego. Aresztowany został jako wróg państwa pruskiego w swoich niedaleko Głogowa położonych włościach, do których przybył niedawno z Warszawy.

Antoni Dzieduszycki wszechstronnie wykształcony w Warszawie i w Wiedniu, od 1776 roku w dyplomacji Rady Nieustającej. Polityk i urzędnik w najbliższym otoczeniu króla Stanisława Augusta. Jak pisał jego biograf – „kierownik naszej polityki zagranicznej za Sejmu Wielkiego (1791-1792) i Insurekcji Kościuszkowskiej”. Uczestniczył w najważniejszych wydarzeniach tego okresu, m.in. podróżował z królem na zjazd do Kaniowa (1787), podpisywał traktat pokojowy z Prusami (1790), posłował na sejmy Rzeczypospolitej. Odznaczony najwyższym polskim orderem, Orła Białego, w 1792 r. został generalnym dyrektorem poczt w Koronie i na Litwie. Włodzimierz Dzwonkowski pisał o zachowaniu naszego bohatera latem 1794 r.; „gdy w lipcu król pruski i Fersen oblegli Warszawę – Dzieduszycki i Xawery Działyński udali się do Wielkopolski, do swoich posiadłości – była to fronda wobec radykalizmu powstania a nie misja do powstańców w Wielkopolsce”.Aresztowany przebywał w Głogowie niedługo – zajmował celę w Rogatce (Hornburg), więzieniu dla wysoko urodzonych więźniów. Niebawem został przewieziony do Wrocławia, gdzie pozostał internowany do upadku powstania.

Jeżeli znane są czytelnikom inne osoby spośród insurgentów więzione w tym czasie w Głogowie, wehikuł zaprasza do podzielenia się wiedzą.

1921, 100 lat temu, powstał kolejny klub sportowy w Głogowie. Uczniowie miejscowych szkół (dziś napisalibyśmy średnich, ale niemiecki ówczesny system oświatowy był trochę inny) zainicjowali – Glogauer Sportverein 1921, czyli Głogowskie Towarzystwo Sportowe. Wśród założycieli byli m.in. Paul Hielscher i Prasse z Oberrealschule (dziś Mechanik), Lamert, Röhr i Scharf z gimnazjum katolickiego (dziś kompleks nie istnieje, w odbudowanej części znajduje się plebania kościoła Bożego Ciała) oraz Helmut Körnig i Arno von Cederstolpe z gimnazjum ewangelickiego, które mieściło się już wtedy w nowym imponującym gmachu przy obecnej ul. Sikorskiego.

Chociaż uczniowie początkowo skupiali się tylko na piłce nożnej, wkrótce zaczęto uprawiać piłkę ręczną, odmianę siatkówki polegającą na odbijaniu piłki wyłącznie pięściami (Faustball). Przyszedł też czas na lekkoatletykę oraz boks. Tę ostatnią dyscyplinę prowadził jeden z policjantów miejscowej Policji Wodnej. Organizowano również otwarte pokazy tej atrakcyjnej dla publiczności dyscypliny.

Jednak do historii sportu, klub wprowadził lekkoatleta Helmut Körnig (ur. 12 września 1905 w Głogowie). Szesnastolatek był jednym z założycieli klubu. Uprawiał różne dyscypliny. Jednak jego opiekunowie zauważyli w nim warunki na szybkobiegacza. Wspominał – „… kupiono mi parę butów do biegania. Coś, czego dotąd nie znałem. I wysłano mnie do Forst, na żużlową bieżnię, na której dotąd jeszcze nie biegałem”. Stało się to w 1923 roku, na mistrzostwach Niemiec Południowo-Wschodnich. Zgłoszono go z pominięciem przepisów (nie miał 18 lat). Wystartował nie mając świadomości o swojej sile i możliwościach. Jak zapisali dziennikarze –  przez biegi kwalifikacyjne przeszedł niezagrożony. Wygrał te zawody i kolejne w Legnicy i we Wrocławiu. Tam zwrócił na siebie uwagę. A ponieważ przyszedł czas rozpoczęcia studiów, wybrał studia na wydziale prawa Uniwersytetu Wrocławskiego. Na dobrze zapowiadającego się sportowca zwrócił uwagę klub SC Schlesien Breslau. W ciągu kolejnych lat stał się gwiazdą Wrocławia i jednym z najszybszych ludzi świata. W 1926 roku został mistrzem Niemiec w biegach na 100 i 200 metrów. Na tym pierwszym dystansie uzyskał fantastyczny wynik 10,3 sekundy. Jednak w niemieckiej lekkoatletyce zmieniono właśnie przepisy odnośnie zasad naliczania czasu – brano pod uwagę 1/5, a nie 1/10 sekundy. Zaliczono mu więc 10,4 sekundy. Po raz ostatni jako reprezentant wrocławskich studentów i Śląska w barwach SC Schlesien Breslau wystąpił w marcu 1927 r.

W Igrzyskach Olimpijskich uczestniczył już jako reprezentant S.C. Charlottenburg.  W 1928 roku w Amsterdamie wywalczył srebro i brąz, w 1932 roku z Los Angeles przywiózł srebrny medal. Każdy finałowy, olimpijski start sportowca budził wielkie emocje a nawet reakcje sędziów. Niestety, nie doczekał w sporcie kolejnych, berlińskich igrzysk, w których mógłby się zmierzyć z Jessie Owensem. W 1934 roku zachorował na tyfus i zrezygnował z uprawiania wyczynowego sportu.

Po wojnie pracował blisko sportu. Zmarł 5 marca 1973 roku w Dortmundzie. Zapraszamy do lektury książki Sławomira Szymańskiego – Sport w Breslau, Wrocław 2011. W Głogowie Helmut Körnig doczekał się hasła autorstwa Marty Lewickiej w 68. zeszycie Encyklopedii Ziemi Głogowskiej.

Helmut Körnig w 1926 roku po pobiciu rekordu świata na 100 m [za: S. Szymański, Sport w Breslau s. 252].

1945, 24.03., nad twierdzę nadleciały ostatnie samoloty Luftwaffe ze wsparciem dla oblężonych. Od 17 lutego, w przeciągu 36 dni, nad Głogów wysłano 290 samolotów. Doleciało 158 i zrzuciło łącznie 288 ton zaopatrzenia. Były to bombowce Ju-52 i He-111. Średnio jeden samolot zabierał 896 kilogramów ładunku. Ile z tego dotarło do obrońców?

      Zdarzały się bowiem takie sytuacje, jak np. ta, opisana w wydanej kilka lat temu w polskim tłumaczeniu książka H-J Jaeschke, „Szesnastolatek na wojnie.Wspomnienia z lat 1944-1945”:

 Zdarzało się, zwłaszcza przy dużym wietrze, że spadochrony z pojemnikami lądowały także po stronie nieprzyjaciela. Następnego dnia rano Rosjanie składali podziękowania za wyborne nocne zaopatrzenie i wymieniali także, o ile się nie mylę, liczbę przechwyconych pojemników. Odtwarzali przy tym niekiedy niemiecką muzykę rozrywkową z płyty… 

Samoloty do Głogowa startowały z lotniska w Alt-Loennewitz koło Torgau nad Łabą.

i zrzucały pojemniki z zaopatrzeniem, podczepione do czerwonych spadochronów. Zawierały one głównie amunicję i środki medyczne. Skoro tylko samoloty osiągnęły teren zrzutu, Rosjanie wokół kotła otwierali dziki ogień z lekkich dział przeciwlotniczych i broni ręcznej. Ponieważ strzelano bez reflektorów, pociskami smugowymi, ze wszystkich stron tryskały, w kierunku wyznaczanym przez dźwięk silników samolotów, ogniste warkocze. Gdyby nie to, że chodziło o śmiercionośne pociski i wystrzały karabinowe, można by pomyśleć, że to imponujący pokaz fajerwerków. Mimo że samoloty, z powodu małych rozmiarów kotła, musiały znacznie zniżać wysokość, aby zrzut nie wylądował na pozycjach wroga,…”. Pisał dalej wspominając ten czas prof. Jaeschke – „…znów nadlatywały niemieckie samoloty zaopatrzeniowe. Również tym razem Rosjanie ostrzeliwali je, wykorzystując cały posiadany arsenał. Popatrzyłem na zachód i zobaczyłem, ku memu zaskoczeniu, że jedna z maszyn została trafiona, silnik się palił, a samolot wyraźnie tracił wysokość. Leciał wzdłuż Odry na wschód, prosto w naszym kierunku (był to He 111). Jak płonące monstrum, przeleciał z buczeniem na wysokości 10 – 15 metrów nad naszym gniazdem karabinu maszynowego i spadł w pobliżu, na zajętą przez Rosjan stocznię. Czyżby pilot chciał lądować awaryjnie na wodzie? Podczas gdy przez całą noc eksplodowała amunicja pokładowa, ja myślałem o śmierci czterech członków załogi.

Dane szczegółowe zebrał i opublikował w swojej książce Fritz Morzik, (Die deutschen Transportflieger im Zweiten Weltkrieg, Frankfurt a/Main, 1966).

1 kwietnia 2017 r. przedstawił wyniki swoich badań w trakcie okolicznościowego wykładu pt. „Działania lotnictwa w walkach o Festung Glogau w 1945 roku”  Marek Włodarczyk z Oławy.

1976, 08.03., na ozdobnym blankiecie doręczyciel z głogowskiej poczty dostarczył do Miejskiego (powiatu już wtedy nie było, więc i PDK też) Domu Kultury przy ul. Jedności Robotniczej telegram treści następującej: „WSZYSTKIM PANIĄ SUKCESÓW W PRACY ZAWODOWEJ I ŻYCIU OSOBISTYM ŻYCZY DYREKCJA I RADA ZAKŁADOWA WDK LEGNICA” – pisownia oryginalna – takie bowiem były uroki pasków drukowanego wersalikami papieru.

W Polsce 9 lutego 2007 roku przedsiębiorstwa telekomunikacyjne zakończyły używanie dalekopisu ze względu na ograniczoną liczbę użytkowników tego aparatu i w związku z tym dalekopis odszedł do historii. Co to było za urządzenie?

Popularny dalekopis to zestaw nadawczo-odbiorczy przesyłający wiadomość na odległość. Głównie służył do przesyłania tzw. telegramów, dalekich przodków dzisiejszych esemesów. Treść telegramu (wraz z adresem i informacjami uzupełniającymi) wydrukowana była na wąskim pasku papieru, który w placówce odbiorczej PPTiT naklejany był na formularz i w tej postaci dostarczany przez doręczyciela adresatowi. Tzw. telegram okolicznościowy mógł być dostarczany na kolorowym, specjalnym blankiecie. Jeszcze w starych pomieszczeniach przy ul. Grunwaldzkiej w Głogowie, w Urzędzie Poczty jeszcze przed rokiem 1954 zainstalowano dalekopis podłączony do systemu w Zielonej Górze. W głogowskim urzędzie do zmianowej obsługi zatrudniono już w tym roku 2 telegrafistki i 1 doręczyciela. W 1972 roku zainstalowano dalekopis również w UPT 2 (przy dworcu kolejowym).

Pierwsza strona okolicznościowego blankietu telegramu z okazji Dnia Kobiet wysłany do Pań z głogowskiego Domu Kultury w 1976 roku przez Wojewódzki Dom Kultury w Legnicy. Bukiet kwiatów namalował znany artysta malarz i ilustrator Jan Marcin Szancer – autor niezapomnianego wizerunku Pana Kleksa. (AP w Legnicy, Kronika MDK).

2016, 30.03., głogowskie „Nasze Miasto” doniosło: „Policja rozbiła międzynarodową grupę przestępczą. Wśród jej szefów byli głogowianie!”. W trakcie prowadzonej z rozmachem, na terenie wielu krajów akcji zatrzymano członków grupy przemycającej do Europy kokainę. Siatka składała się z obywateli Polski, Holandii, Kolumbii, Panamy, Nigerii, Turcji oraz Norwegii. Narkotyki trafiały do grup przestępczych w całej Europie. Według gazety cytującej oświadczenie Centralnego Biura Śledczego Policji, to właśnie zatrzymani głogowianie byli mózgami i organizatorami całego procederu. Przemycono do Europy z Ameryki Południowej blisko 150 kilogramów kokainy. Wartość tego towaru to około 30 milionów złotych.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.