Wehikuł czasu – luty 2021 (rok 12/144)

Gra Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. W Głogowie od wielu lat Sztab działa przy MOK.  Licytacja pozyskanych darów dala rekordowy wynik. nalewki Prezydenta sprzedały się jak stuletnie wina. Pakiet wydawnictw od TZG, (niektóre z autografami), osiągnął wysoką cenę. Wehikuł czasu próbował swoich sił w licytacji ale …Do 9 lutego trwa licytacja obrazu na desce z jodły, która w ubiegłym roku stała na zielonogórskim rynku. Obraz „Oko-eko” (akryl, 85 cm x 18 cm) Małgosi Maćkowiak ma już swoją cenę i daje nadzieję. Również Wehikułowi.

Jan z Głogowa z serduszkiem WOŚP w lutym 2018 roku przy bezśnieżnej zimie w obiektywie Jurka Popiela.

Rozpoczął się rok obchodów jubileuszu półwiecza głogowskiej Huty Miedzi. Początki jej powstania należy lokować w połowie 1964 roku, kiedy to w Warszawie podjęto decyzję zlokalizowania pod Głogowem huty miedzi. 55 lat temu Zespół Gospodarki Terenowej Komisji Planowania przy Radzie Ministrów wydał zaświadczenie lokalizacyjne nr 346. Hutę miano wybudować nie pod Grębocicami czy w okolicach Komornik w pow. lubińskim, ale właśnie obok Żukowic, kilka kilometrów na zachód od Głogowa.

Premier PRL, Piotr Jaroszewicz, minister Alojzy Karkoszka i dyrektor Ryszard Sojka, (fot. S. Fedyniak, z domowego albumu rodziny Sojków).

31 stycznia 2021 r., zakończył blisko czterdziestoletnią służbę wojskową ppłk Piotr Mielniczuk, były dowódca głogowskich jednostek wojskowych i komendant WKU. Absolwent WSOWI i AON, oraz uczelni cywilnych. Miłośnik historii Głogowa, wojska i Kresów, przyjaciel Wehikułu czasu. Życzymy Panu Pułkownikowi realizacji ambitnych planów na wojskowej emeryturze.

Ppłk Piotr Mielniczuk w roku 2016 otrzymał Złoty Bilet Wehikułu czasu nr 26, w podziękowaniu za pomoc w odkrywaniu tajemnic początków powojennego garnizonu w Głogowie, za znaleziska i podpowiedzi, za wytrwałość w poszukiwaniu korzeni rodzinnych i życzliwość dla poczynań Wehikułu.

W roku jubileuszu 75-lecia „Mechanika” swój jubileusz (a nawet dwa) będzie obchodził jego absolwent Janusz Owsiany, głogowski artysta rzeźbiarz. Na co dzień mieszkaniec Chociemyśli, w gminie Kotla, obecny i znany jest w naszym mieście przez swoją sztukę. Zajmuje się rzeźbą w kamieniu, drewnie i metalu. Przypomnijmy, że Janusz jest Twórcą statuetki Głogowskiej Nagrody Historycznej.

W stworzonym przez siebie Ogrodzie Sztuki Janusz Owsiany urządził park rzeźb, przez niektórych nazywany Zaczarowanym Ogrodem. Jedna z najnowszych kompozycji, nazwana Uniwersum, umieszczona jest na olbrzymim pniu czarnego dębu.

55 lat temu powstało Głogowskie Towarzystwo Kultury. Przypominamy tę datę nie tylko z powodu pewnego jubileuszu tej zasłużonej dla Głogowa organizacji, ale też dlatego, że w jednej z monumentalnych prac znaleźliśmy pomyłkę literową (jest rok 1965), nagminnie powielaną w późniejszych wydawnictwach.

Na zdjęciach spotkanie działaczy Głogowskiego Towarzystwa Kultury w Bibliotece Powiatowej: m.in. Marian Tusz, prezes GTK, jego sekretarz Mieczysław Kaczkowski, przewodniczący PPRN Bohdan Cuch i dyrektor LO, Zbyszko Piwoński, (fot. R. Sanojca, ze zbiorów Marka Szatkowskiego).

Z lektur Wehikułu 

Najpierw książka miała nosić tytuł, jak w pierwszym opowiadaniu – „Rzeka dzieciństwa ”, po pierwszych lekturach maszynopisu przyjaciele przekazali wśród uwag tezę, że i w innych miejscowościach ich dzieciństwo miało taki smak. Tak więc powstała książeczka, zbiór 26 opowiadań:

    Stanisław Horodecki, Kiedyś, obrazki czasu zaprzeszłego, Chojnów 2020

   Na blisko 100 stronach Autor opowiada o dzieciństwie w Głogowie, a właściwie w mieście nad Rzeką na początku i w trakcie drugiej połowy XX wieku. Ani razu nie pada nazwa Głogów, ani Odra. W rozmowie z Autorem powiedziałem, że tytuł mógłby również brzmieć „Gdzieś”.

Jednak dla Głogowian jest to zbiór z kluczem albo kluczykiem, choć „prawda się miesza z fikcją, bo czy możliwe jest znalezienie Kopciuszka, który potrafiłby oddzielić te ziarna?”.

Jednak próbować warto. „Zakamarki Puszczy” to na pewno ścieżki Parku Leśnego.  „Wiekowa katedra” – kościół św. Mikołaja. Jak znajomo i zachęcająco brzmi opis – „fosa rozciągała się nieopodal ruin miasta. Kawałek za kioskiem pana Władysława było wejście, a obok kina wyjście. Albo na odwrót. Wszystko zależało od tego, z której strony wchodziłeś. Wyjście zawsze było z drugiej”.

Natomiast dłuższego wyjaśnienia wymaga kolejny cytat. W tym miejscu obecnie stoją kamienice TBS, spoglądając na pomnik Józefa Wybickiego. Przez wiele lat leżała tu płyta cokołu cesarza Wilhelma, a na rogu, naprzeciw poczty, stał wielopiętrowy budynek Banku Rzeszy.  Czytajmy więc dalej wspomnienia:

Nieopodal naszego domu stał budynek z piaskowca. W czasach swej świetności był siedzibą banku. Potem, trafiony lotniczą bombą
i ostrzelany kulami czerwonoarmistów zamienił się w ruinę. Straszył pustymi oczodołami okien. Gwizdał upiornie wiatrem, przemykającym od piwnic, po otwarty ku niebu, rozerwany siłą wybuchu dach. Zanosił się krakaniem wron, które gdzieś na górze wiły swe gniazda. Grożące zawaleniem kikuty schodów i unoszący się w powietrzu mdły zapach rozkładu powodowały, że dorośli nie zaglądali tam wcale. My natomiast znaleźliśmy wspaniałe miejsce zabaw. I pierwszych doświadczeń. Choćby z papierosami …

26 opowiadań o miejscach, doświadczeniach i wydarzeniach z dzieciństwa. Wspomniane przygody z papierosami, niewypałami, tajemnicami i zetknięcia ze światem dorosłych. Niewątpliwą atrakcją wydawnictwa jest 26 pełnoformatowych rysunków Zbigniewa Halikowskiego, artysty plastyka z Chojnowa. „Żadna z nich nie powstała na potrzeby książki”. Jednak, wchodząc w świat fantazji stworzony wyobraźnią chojnowskiego artysty, w trakcie lektury znajdujemy się wewnątrz wydarzeń opowieści. Tak na czytelnika działa ołówkowa kreska pana Zbigniewa.

Książeczkę nadal można kupić w głogowskiej księgarni „Feniks”. Wehikuł czasu zaproponuje w nieodległej przyszłości po pandemicznej, organizację spotkania z Autorem, synem głogowskiego pocztowca i wystawę rysunków Z. Halikowskiego.

Obrazek posiada pusty atrybut alt; plik o nazwie 6-2021.02-Z.-Halikowski-Magia-kina-683x1024.jpg

Magia kina – rysunek Zbigniewa Halikowskiego.

1349, 3.02., w Głogowie w trakcie sejmiku Księstwa Głogowskiego, książę Henryk V Żelazny obejmując przyznaną sobie połowę miasta odnowił i potwierdził przywileje i decyzje podjęte przez Jana Luksemburskiego przejmującego księstwo w październiku 1331 roku. Według tych zapisów Głogów i związany z nim obszar miały pozostać w Czechach i być księstwem dziedzicznym. Zezwolono również „miastu Głogów ścigać i karać naruszycieli pokoju (pacis turbatores) w weichbildzie głogowskim oraz na terytorium wrocławskim, kłodzkim i zgorzeleckim”.Henryk V, książę głogowski i żagański z uporem walczy o powiększenie swojego terytorium i o uniezależnienie się od potężnych sąsiadów cesarza Karola i polskiego króla. Politykę i wojny prowadzi z rożnym skutkiem. Przebywa na dworze i w poselstwach cesarskich. Niedługo potem stanie się teściem Kazimierza Wielkiego.

Fragment litograficznej mapy Zygmunta Celichowskiego „Reces graniczny między Wielkopolską a Księstwem Głogowskim z r. 1528-1531”, dołączonej do książeczki pod tym samym tytułem, wydanej w Poznaniu nakładem Biblioteki Kórnickiej 120 lat temu (ze zbiorów Wehikułu).

1456,14.02., jak zapisał Kaspar Borgeni, autor Rocznika Głogowskiego – słynnego Annales Glogovienses, właśnie teraz „… w dniu św. Walentego, nadeszła wielka woda. Także tegoż roku około św. Wawrzyńca [10 VIII 1456] była [jeszcze] wyższa. I był to rok mokry, a żniwa deszczowe, tak że wiele zbóż przepadło. I tak trwało to około roku i powietrze było niezdrowe…”. Dzięki inicjatywie Wehikułu i TZG otrzymaliśmy w roku 2013 tłumaczenie i opracowanie średniowiecznego Rocznika Głogowskiego spisanego przez Kaspara Borgeniego. Dokonał tego dr hab. Wojciech Mrozowicz z Uniwersytetu Wrocławskiego.

1669, 22.02., zmarł w Głogowie komendant twierdzy, baron Ludwig de Lopis de Montdeverques, (w niektórych źródłach von Monteverques). Ten francuski szlachcic i habsburski arystokrata ostatnie lata swojego burzliwego życia spędził na Śląsku, w Głogowie. Generalwachtmeister był dowódcą oddziałów śląskich w trakcie wojny z Turcją w 1655 r., komendantem Legnicy, a od 18.6.1666 r. do swojej śmierci, komendantem twierdzy głogowskiej. Znalazł swoje miejsce w naszej książce „Twierdza Głogów, garnizon i ludzie”.

Został pochowany w głogowskim kościele franciszkanów pw. św. Stanisława, w którym upamiętniał go okazały nagrobek z szarego piaskowca. Spośród niewielu zachowanych w mieście czy pochodzących stąd zabytków sztuki sepulkralnej jest stosunkowo mało znany. Wehikułowi zwrócił nań uwagę Tomasz Mietlicki, udostępniając artykuł Małgorzaty Stankiewicz, (Mecenat artystyczny Ludwiga de Lopisa (Lopeza) de Montdeverques z Domanic w powiecie wrocławskim, Roczniki Sztuki Śląskiej, nr XXII, 2013).

O nagrobku pisał w zeszycie Encyklopedii Ziemi Głogowskiej nr 78 Jakub Szajt tak: „Około 1880 r. płyta nagrobna Ludwiga została w bliżej nieznanych okolicznościach włączona do zbiorów Muzeum Starożytności Śląskich we Wrocławiu, czego celem było zapewne jej zabezpieczenie przed niestabilnymi warunkami jakie zaistniały po sekularyzacji klasztoru w 1810 r. We wrocławskiej placówce zabytek przetrwał II wojnę światową i wkrótce potem został wpisany do inwentarza ówczesnego Muzeum Śląskiego – obecnie Muzeum Narodowego we Wrocławiu. W 1972 r. poddano go konserwacji, w trakcie której odkryto na nim szczątkowe ślady polichromii. Współcześnie znajduje się w dawnej kaplicy św. Krzyża w katedrze pw. św. Marii Magdaleny we Wrocławiu na stałej ekspozycji pt. „Śląska rzeźba nagrobkowa XVI–XVIII wieku”.

Warto w trakcie wrocławskich wędrówek zaplanować odwiedzenie tej galerii.

Na zdjęciu, z artykułu Małgorzaty Stankiewicz, płyta nagrobna głogowskiego komendanta de Montdeverques, (fot. Wojciech Rogowicz).

1741, 9.02.,  komendant oblężonej już drugi miesiąc twierdzy wydał rozkaz otwarcia ognia artyleryjskiego z wałów w kierunku szańców wroga. Najprawdopodobniej chciał wzbudzić wśród mieszkańców nadzieję, że nadciąga z odsieczą armia cesarska. Egzystencja z dnia na dzień stawała się coraz gorsza. Cywilni mieszkańcy cierpieli głód. Coraz straszniejszy, bo wielodniowy. W lutym skończyły się resztki zapasów. Niewiele z wojskowych magazynów wydzielał komendant, ale też pomoc dotyczyła głównie zamożniejszych. Jak zapisał kronikarz, ubodzy mieszkańcy zaczęli umierać w niespotykanej ilości, bo – „tygodniami nie jedli nic więcej jak otręby, omłoty, plewy, łupiny buraków i zupę z kapusty”. I na to nałożył się też pożar, który wybuchł dziś w nocy na Ostrowie Tumskim i biedocie z przedmieścia kolegiackiego przysporzył kolejnych zmartwień oraz utrapień. W pobliżu Odry, tuż przy Kamiennej Drodze, zniszczeniu uległo 14 domów, wieża i część kościoła św. Jerzego. Natomiast wyżej wspomniany ostrzał armatni wzbudzić miał przestrach u księcia Leopolda von Dessau, dowodzącego oblężeniem. Jego korpus nie był przygotowany na atak z zewnątrz. Król kazał więc zintensyfikować rozpoznanie słabych punktów w obronie. Padło więc w lutym królewskie polecenie „skończyć z Głogowem tak szybko jak to możliwe”. Stało się to w następnym miesiącu.

1831, 17.02., wieczorem wychodzi na chwilę z Rogatki – czyli więzienia dla VIP-ów znajdującego się tuż przy Bramie Wrocławskiej – generał-więzień na specjalnych prawach, Jan Nepomucen Umiński. Na koszulę ma narzucony niedbale płaszcz żołnierski. W swojej celi urządził męską popijawę i wygląda, że na chwilę musi po prostu wyjść na stronę… Mija zagapionego wartownika …
I rozpływa się w wieczornym mroku…

Jan Nepomucen Umiński w mundurze generała broni z 1931 r.

Tak może wyglądała najsłynniejsza ucieczka z głogowskiej fortecy. Ucieka, odsiadujący karę twierdzy za działalność spiskową przeciw zaborcom, gen. Jan Nepomucen Umiński. Został aresztowany w swoich Smolicach w Wielkopolsce, do których powrócił właśnie ze Wschowy 22 lutego 1826 r. Generał niechowający nigdy głowy w piasek i tym razem stanął twarzą w twarz z przeciwnościami losu. Nad ranem do dworku Umińskich zabębniły pięściami patrole majora von Stonza. W Wielkopolsce od jakiegoś czasu trwały aresztowania wśród patriotycznie nastawionych obywateli. Został m.in. aresztowany hrabia Maciej Mielżyński, który czteroletni wyrok zaczął odbywać w Głogowie i opuścił go 2 lata później na skutek amnestii królewskiej. Aresztowany Umiński w trakcie procesu wykorzystywał wystąpienia jako trybunę demonstracji polskiego ducha żołnierskiego. Urzędnicy pruscy określali go „zagorzałym i zbrodniczym szowinistą”. Bo jak nie można było formułować takich wniosków, gdy zeznający oświadczał, że nie boi się żadnej kary, również śmierci i gdyby nawet musiał wejść na szafot to nikt nie będzie go przeklinał za zdradę. A patriotyzm pokazywał w takich stwierdzeniach jak np. to z listu do ministra spraw wewnętrznych Prus – „Jeżeli miłość do ojczyzny jest zbrodnią to ja jestem zbrodniarzem”. Natomiast honoru polskiego oficera i generała miał bronić, odpowiadając na uwłaczającą wypowiedź osławionego carskiego senatora Nowosilcowa – „…nie należę do prowincji polskich zabranych przez Moskwę i że generał Umiński nie znosi bezkarnej obrazy mu wyrządzonej i że nie zawsze będzie więźniem stanu”. I dla takich między innymi rachunków wyprowadza w pole swoich strażników. Tego dnia, 17 lutego organizuje w „Rogatce”, więzieniu dla przedstawicieli szlachty i jeńców stanu – gdzie na 1 piętrze zajmował izdebkę – pijaństwo dla oficerów pruskich, z którymi m.in. grywał w karty. Niedawna wizyta córki dostarczyła prowiantu i napitków. Jak potem relacjonowało drobiazgowe śledztwo, wartownicy widzieli go bez czapki i płaszcza, w rozchełstanym mundurze wychodzącego na chwilę z budynku. A jak pamiętamy więzienie mieściło się nieopodal Bramy Wrocławskiej, którą zamykano dopiero o godz. 22. Podniesiono alarm, kiedy okazało się, że generał nie wrócił do towarzystwa. Generał lejtnant Fryderyk von Clausewitz, pełniący obowiązki komendanta twierdzy, zarządził poszukiwania. Wysłano umyślnych do Poznania i Berlina. To była gorąca dla wielu prusaków noc. A uciekinier, dzięki łańcuszkowi ludzi dobrej woli, już 20 lutego dotarł do stolicy. Po drodze pomagali mu hrabia Hektor Kwilicki, książę Antoni Sułkowski, Żychliński, Radoliński i Bojanowski. I wielu innych. Wśród nich znalazł się też Juliusz Niklaus (zm. 27.06.1872), oficer 5 pułku artylerii pruskiej, dowódca patrolu granicznego. Przy kontroli granicznej udał, że nie rozpoznał uciekiniera. Za to został aresztowany. Odbywał karę twierdzy także w Głogowie.

Przybywszy do Warszawy, jak doniósł tutejszy Kurier Polski, [nr 428 z dn. 21.II.1831] Jan Umiński „natychmiast udał się do głównej kwatery„. I jak wiemy, już kilka dni później dowodził polskimi wojskami w trakcie działań wojennych powstania listopadowego.

Karta pocztowa – Brama Wrocławska, jeszcze przed przebudową i Rogatka (Hornburg) – więzienie dla więźniów stanu.

1945, 12.02., „zamknął się pierścień oblężenia wokół miasta” zapisał Heinrich Werner, proboszcz głogowskiej kolegiaty, który w końcu stycznia wraz z dwiema siostrami przeniósł się na lewy brzeg Odry. Proboszcz dalszą posługę pełnił więc w głogowskiej farze (kościele św. Mikołaja). Tam też zamieszkał. Obrońcy podejmowali działania mające na celu utrzymanie atakowanych czy odbicie utraconych pozycji. Tak stało się w południowej części miasta. Jeden z uczestników obrony Festung Glogau w 1945 roku, Martin Zientek, relacjonował:

Po osaczeniu Głogowa … Rosjanie bardzo szybko zdobyli lazaret wojskowy. [Nasza] jednostka została skierowana do jego odbicia. Ponieważ mogło się to odbyć tylko w ciemności, jako źródła światła posłużyły nam trzy podpalone przez nas samych budynki przy Sebastian-Bach-Strasse (Wincentego Kadłubka). Ich byli właściciele pozostawili kartki, że wszystko co się znajduje w domach, może zostać zjedzone. W tej akcji, która nie odniosła żadnego skutku, spośród 100 żołnierzy, tylko siedmiu uszło z życiem. Akcję przeprowadzili saperzy z 213. Batalionu Pionierów. Szczegóły nieudanego ataku przytacza też inny uczestnik, Simon Haberl. Potwierdza on fakt wyprowadzenia jeńców z twierdzy.

1946, 8.02., zostało wystawione zaświadczenie na bezpłatny przejazd promem przez Odrę. Przysługiwało nielicznym. Dochody z tej przeprawy były poważnym zastrzykiem do budżetu miasta. Przynosiły ok. 150 000 zł miesięcznie. Jedyne połączenie z lewobrzeżnym miastem działało od rana do wieczora. Kto nie zdążył wieczorem z pociągu z Leszna musiał nocować na brzegu w obskurnym baraku stacyjki Odrzycko, jak wspominała Wiktoria Gadus, farmaceutka wyjeżdżająca do Leszna po zaopatrzenie do swojej apteki. Wehikuł i czytelnicy wspominali też o niebezpiecznych przygodach związanych z przeciążeniem promu czy bystrym prądem oraz zlodzeniem rzeki.

Fragment przepustki (ze zbiorów rodzinnych E. Bogusz).

1946, 27.02., zapisano w kronice, że: …poza portami górnej Odry na rabunkową działalność administracji radzieckiej była narażona stocznia w Głogowie-Żarkowie. Pomimo wstępnych prac czynionych na tej stoczni przez administrację polską marynarze radzieccy zabierali z niej niezbędny im dla potrzeb swojej bazy remontowej w Nowej Soli majątek trwały i ruchomy.

Na terenie stoczni, nad Odrą od lata roku 1945 trwały prace porządkowe. Zainstalował się tam pod kierownictwem inż. Władysława Gadusa Zarząd Wodny. Tak wspominał zimę 1945/46 Michał Łukaszyk:

… nie dokonano jeszcze rozminowania zakładu, na każdym kroku groziła śmierć od niewypałów pocisków artyleryjskich i bomb oraz ukrytych min, z zatoki wyglądały dzioby zatopionych barek i holowników. Widok ogólny był przygnębiający, nie zachęcał do pozostania i wytrwania. Z uporem i zapałem cechującym tamte dni, rozpoczęliśmy prace nad uporządkowaniem terenu i budynków…

We wspomnieniach, notowanych w latach 80. XX wieku, nie znalazły się opinie o utrudnieniach innego typu. Nie wspominano o bezceremonialnych ingerencjach okolicznych oddziałów Armii Czerwonej. Dopiero niedawno udostępnione zostały dokumenty z wrocławskiego archiwum. Jeden z fragmentów otworzył dzisiejszą notatkę. [APW, np., ZODW, sygn. 33, s. 6, za: M. Zawadka].

Przed bramą Stoczni.

1971, 28.02., oddano do użytku budynek oddziału Narodowego Banku Polskiego przy ul. Słowiańskiej nr 12. Obecnie na sprzedaż. Przez wiele lat w tym miejscu znajdowała się siedziba I Oddziału Banku Zachodniego w Głogowie.

W trakcie budowy czeredy dzieciaków z zainteresowaniem oglądały montowanie zabezpieczeń mechanicznych w instalowanych sejfach. Jak zapamiętał rozmówca Wehikułu, wykopano dużej głębokości dół, w którym umieszczono specjalnie zabezpieczone sejfy. Oczywiście wszelcy świadkowie i obserwatorzy byli przeganiani. Dotyczyło to też okolicznych dzieciaków. Tę zniewagę potraktowały z typową dla wieku zawziętością. Jeden z urwisów miał ojca strażaka, a ten z jakiegoś powodu przechowywał w garażu świece dymne. Od rzemyczka do koniczka i pomysł zemsty zrealizowano. Strasznie kopcąca świeca celnym rzutem umieszczona została w głębokiej piwnicy mieszczącej bankowe sejfy. Oczywiście wybuchła afera na pół miasta, jedną komendę milicji i kilka rodzicielskich pasów.  A nieletni świadkowie i sprawcy zamieszania zdobytą wiedzą i doświadczeniem, a także wynikami obserwacji dzielili się w trakcie przerw lekcyjnych z tymi rówieśnikami, którzy mieszkali na peryferiach miasta.

Zdjęcie hali kasowej z początku lat siedemdziesiątych. Rozpoznamy te urocze głogowianki? (zdjęcie z rodzinnych zbiorów Marka Szatkowskiego).

2016, 24.02., jak poinformował Związek Piłki Ręcznej w Polsce, w nocy z wtorku na środę nagle zmarł Zenon Łakomy. Były selekcjoner reprezentacji Polski w piłce ręcznej kobiet i mężczyzn, miał 65 lat.

W roku jubileuszu 75-lecia „Mechanika” przypominamy jedną z wielkich postaci głogowskiej Szkoły. Zenon Łakomy był absolwentem Technikum Mechanicznego w Głogowie (1972). Już w trakcie nauki wyróżniał się w szkolnym sporcie. Na szkolnych apelach nauczyciel W-F i opiekun szkolnych szczypiornistów Jan Kosiek często czytał listy od swojego najlepszego ucznia, absolwenta – sportowca, z jego wrażeniami gry i treningów w wysoko notowanych klubach sportowych. Po ukończeniu szkoły trafił do Stali Mielec. Jeździł po świecie, grał w renomowanych drużynach. Był autorytetem, choć nigdy nie zdążył wpaść do nas do szkoły. Kiedy w 2008 roku mój syn dziennikarz powiedział – Tata, pan Łakomy z dziewczynami przyjeżdża na zgrupowanie do Lublina – wpisałem się na trening. Trener polskiej reprezentacji kobiet w piłce ręcznej nie robił ceregieli – mów mi Zenek. I potoczyły się opowieści, choć przerwa w treningu długa nie była. Opowiadał o swojej szkole, ja o ostatnim zjeździe absolwentów (2006). Deklarował, że przyjedzie na następny. Na koniec Tomek zrobił nam zdjęcie.

Z Zenkiem Łakomym w lubelskiej hali sportowej „Globus”.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.