Wehikuł czasu – sierpień 2018 (rok 10/114)

Koniec lipca i poczatek sierpnia jest gorący. Dosłownie. Rekordowe temperatury sprzyjały urlopowiczom, ale nie rolnikom i pozostającym w miastach. Wpływ na poziom temperatury emocji miały również wydarzenia, jak np.:

23 lipca wybuchł pożar składowiska odpadów w nieodległym Jakubowie. Było zaangażowanych prawie 40 zastępów straży pożarnej, dwa helikoptery, ewakuowano 340 górników z pobliskiego szybu kopalni. Właściciel prowadzi podobne w Głogowie – na terenie byłej Fabryki Domów. Trwa alert związany z groźbą podobnego zdarzenia.

Chmura dymu nad Piastowem. Odległość od miejsca pożaru ponad 10 km.

(fot. G. Myśków)

29 lipca doszło do pęknięcia jednej z rur doprowadzających szlam do zbiornika odpadów poflotacyjnych „Żelazny Most”. Niebezpieczne odpady zalały okoliczną jezdnię i rowy na długości około pół kilometra.

Zbiornik „Żelazny Most” to największy w Europie zbiornik odpadów poflotacyjnych, należący do KGHM Polska Miedź. Umożliwia składowanie około miliarda m3 szkodliwego szlamu osadowego. Jego powierzchnia jest wciąż powiększana.

25 lipca na pokoszarowym terenie przy ul. Sikorskiego i Wojska Polskiego, gdzie trwają prace związane z przygotowaniem budowy galerii, znaleziono bombę o wadze 200 kg. To kolejne takie znalezisko w tym rejonie.

Saperzy na placu budowy unieszkodliwiają znaleziony niewybuch z czasów II wojny światowej. (fot. Z. Mazurek)

 

Z żałobnej karty

31 lipca 2018 r., w szpitalu w Głogowie, w wieku 72 lat zmarł śp. ks. kan. dr Stanisław Jaworecki, emerytowany proboszcz parafii pw. św. Mikołaja. W Głogowie pełnił posługę w latach 1989-2016.

1 sierpnia 2018 r., we Wrocławiu, w wieku 95 lat zmarł generał brygady Józef Petruk, kawaler Virtuti Militari V klasy i Krzyża Walecznych za czyny bojowe nad Nysą w roku 1945. Generał Petruk dowodził w Głogowie 10 Dywizją Artylerii Armat i 31 Brygadą Artylerii Armat w okresie 1956-1962. Był również w tym czasie dowódcą Garnizonu Głogów.

Wszelkie pytania i uwagi prosimy kierować na adres wehikulczasuglogow@interia.pl

Z lektur Wehikułu 

W trakcie weekendowych wypadów w okolice czy niedzielnej wycieczki rowerem, warto się wybrać do Wschowy. Kuszą z pietyzmem restaurowane zabytki, trasy spacerowe i znajdujące się wśród nich Muzeum Ziemi Wschowskiej. Placówka obchodzi jubileusz półwiecza. Z tej też okazji kunsztownie wydano książkę:

Jakub Drgas, Fortyfikacje Wschowy w średniowieczu i czasach nowożytnych, Wschowa 2018.

Autor jest wschowianinem, regionalistą, archeologiem i badaczem architektury. Wykształcenie zdobywał na UAM w Poznaniu i Politechnice Krakowskiej. Jak piszą wydawcy – „Na co dzień prowadzi działalność archeologiczną, specjalizując się w nowoczesnych cyfrowych technikach dokumentacji zabytków archeologicznych i architektury historycznej … Interesuje się archeologią późnego średniowiecza oraz architekturą obronną, romańską i gotycką”.

Książka jest efektem lektury, badań i poszukiwań materiałów do pracy magisterskiej. Zgodnie ze sztuką, choć nie obarczając Czytelnika nadmiernym aparatem naukowym, autor prowadzi go przez przeszłość miasta, pokazując ile i jakie musiał przestudiować źródła i opracowania. Przeanalizować efekty badań i wykopalisk.

Od kilku lat fortyfikacje są modnym kierunkiem ruchu turystycznego. Dlatego też światli włodarze miast posiadających relikty pozostałości systemów murów, bram, tuneli itp. konstrukcji rewitalizują je, włączając do programu atrakcji turystycznych miejscowości. I tak dzieje się we Wschowie. I Jakub Drgas prowadzi nas przez wykopaliska i projekty odbudowy czy rekonstrukcji.

Obwód murów miejskich został zamknięty w połowie XIV wieku. W tym systemie znalazły się dwa węzły ochrony ruchu komunikacyjnego – Brama Głogowska i Brama Polska. Nie było natomiast baszt czy bastei do instalacji artylerii. Autor nie znalazł ich śladów, choć domniemywa, że takowe mogły być nadwieszane i ulec zniszczeniu np. w trakcie pożaru w 1529 r. czy późniejszej erozji murów.

Brama Głogowska (południowa) i Brama Polska (północna) zostały osadzone w osi drogi z Głogowa do Kościana. W okolicy kościoła farnego dla łączności z przedmieściami utworzono Furtę Polską. Budowle obronne wraz z rozwojem techniki militarnej i przyziemnym brakiem środków na konserwacje powszechnie były rozbierane. Choćby dla pozyskania terenów, które zajmowały. Tak powstały i we Wschowie planty, które jak zapisano „biegnące wzdłuż murów obronnych, należą do jednych z najbardziej urokliwych zakątków miasta. Tajemniczy luterański kościół z dzwonnicą, a właściwie dawną basztą Bramy Polskiej, do dziś przypomina o starej legendzie mówiącej o lokacji Żłobka Chrystusa >ani w mieście, ani poza nim<, czyli w międzymurzu”. A Bramy rozebrano na początku XIX wieku.

Użyty wyżej zwrot „kunsztownie wydano” został nie bez powodu. Skromne wydawnictwo w broszurowej okładce (a szkoda), wewnątrz ułożone zostało ze smakiem, przy umiejętnym wykorzystaniu czcionki i jej stopnia z wielkiej, drukarskiej „kaszty” komputerowego składu. Tekst zilustrowano zdjęciami, schematami i planami.

Książka jest znakomitą i estetyczną lekturą dla miłośników małej Ojczyzny, ale też dla wszystkich zainteresowanych rozwojem i schyłkiem fortyfikacji oraz ich obecnym miejscem i stanem. I takiej pracy można również po prostu pozazdrościć.

Na okładce wizerunek nieistniejącej już Bramy Głogowskiej.

1488, sierpień, oblegany Głogów został zamknięty w tym miesiącu pierścieniem fortyfikacji polowych. Zbudowano siedem bastei, dwa częstokoły i również dwie, głębokie fosy. Umocnienia te miały uniemożliwić dotarcie do twierdzy odsieczy czeskiej, której widmo krążyło nad Odrą. A druga fosa broniła oblegających przed niespodziewanym atakiem zza murów. Obrońcy, uszczelniając obronę, zamurowywali bramy miejskie. Już 25 maja została zamurowana Brama Szpitalna. Natomiast 27 sierpnia tak się stało z przejściem przez Bramę Brzostowską, nazywaną też, jak zauważa prof. Mateusz Goliński, Bramą Szprotawską.

1581,20.08.,  Rynek, centrum życia politycznego, gospodarczego i handlowego miasta, był też miejscem rozrywki i kultury. Mimo, że w mieście trwa konflikt religijny między katolikami a protestantami, przycicha, gdy w Rynku dochodzi do atrakcyjnych występów objazdowych grup. Dziś akrobacje powietrzne na linie rozciągniętej nad rynkiem – „… trzykrotnie zjechał linoskoczek z wieży zegarowej. Pierwszy raz zdjął z siebie na linie: obuwie, pończochy i kurtkę. Drugi raz spuścił na dół chłopca na jakimś urządzeniu kołowym. Trzeci raz fruwał na linie i przy lataniu w dół uderzył się w słup tak, że włosy i skóra z połowy głowy zwisały na słupie. Stało się to z tego powodu, że zawieszone nasłupie worki z wełną obsunęły się”. Przedstawiamy ten fragment za J. Chutkowskim, cyt ującym w jednej ze swoich książek głogowskiego kronikarza. 

4 - 1581 linoskoczek

A na zdjęciu „linoskoczek” XXI wieku nad Lublinem w trakcie pokonywania trasy między dwoma wiezowcami w centrum miasta podczas „Carnaval Sztukmistrzów”(fot. Wehikuł czasu)

1630, do sierpnia, według rozkazu namiestnika cesarskiego hrabiego von Dohna musiały być naprawione okopy i umocnienia przy moście serbowskim. Szczególną uwagę nakazano też poświęcić sfatygowanym umocnieniom po drugiej stronie Odry. Teraz miał być też ukończony okop przy zamku oraz kolejne dzieła forteczne przy Bramie Brzostowskiej. Miano tam wykonać okop i strażnicę a odcinek do zamku zaopatrzyć w palisadę. Rozpoczyna się intensywne fortyfikowanie miasta. Niebawem znikną przedmieścia.

1639, 19.08, po raz pierwszy od jakiegoś czasu pod bramy miasta podeszły oddziały szwedzkiego generała Dowitza. Miasto dało odpór, jednak Krosno i Bytom Szwedzi opanowali. W ciągu najbliższych miesięcy dali się w okolicy bardzo we znaki. Pod Lubinem zaatakowali cesarski oddział i rozbili go. Kolejne wzmocnienie szwedzkie w postaci oddziałów jazdy generała-majora Stalhanscha. Opanował Górę i Wąsosz. Protestanckiej arystokracji nadawał przywileje i uprawnienia, czym zyskiwał sojuszników. Wojna trzydziestoletnia trwa w najlepsze. Dla zamkniętej za murami cesarskiej Festung Glogau najgorsze dni mają dopiero nadejść.

1833,20.08., zbiegł z głogowskiego garnizonu żołnierz batalionu fizylierskiego (I), 7 pułku piechoty Józef Zientkowski. (Sztab i I Batalion 7 pułku piechoty stacjonowały w Głogowie w latach 1818-1855. Później ulokowano je w Legnicy, gdzie przereorganizowano w pułk grenadierów [2. Westpreußisches Königs-Grenadier-Regiment nr. 7]. Szefem pułku w latach 1817-1867 był Wilhelm I, Król Prus.)

Zawiodły widać wszystkie sposoby odnalezienia dezertera, kiedy zdecydowano się na list gończy w Monitorze urzędowym rejencji bydgoskiej (Amtsblatt der Königlichen Preußischen Regierung zu Bromberg: 1833), na terenie której mieszkał. Podano więc dokładnie, że chodzi o liczącego 21 lat i 3 miesiące młodzieńca, urodzonego w Miłosławicach (pow. wągrowiecki), syn kucharza o wzroście 5 stóp, 4 cale i 2 strychy (ok. 165 cm).

Ubrany był w „granatowy stary wojskowy spencer, granatowa wojskowa furażerka, dwie pary płóciennych szarych spodni, koszula, buty wojskowe i prócz tego szpencer wojskowy, który z sobą z 19 pułku kompanii garnizonowej do batalionu przyniósł”. To ubranie wymienione wyżej to chyba spis żołnierskiego wyposażenia, które uciekinier zabrał z kwatery, choć niekoniecznie przecież na sobie. Upublicznienie faktu dezercji wtedy nie tylko rzucało infamię na najbliższych, ale też nie pozwalało się dezerterowi czuć bezpiecznym. A jeszcze sto lat wcześniej dezercje były czymś powszechnym.

Fragment listu gończego z dziennika urzędowego.

1955, sierpień, most przez Odrę w Głogowie już w swojej zasadniczej bryle stoi i budzi zainteresowanie. Miał zostać oddany uroczyście do użytku 22 lipca, jednak nie udało się sprowadzić ciężkiego sprzętu do przeprowadzenia próbnego obciążenia mostu. Przełożenie terminu otworzyło nowe trudności na budowie. Został zachwiany harmonogram działań. I w tym miesiącu stał się tragiczny wypadek. W trakcie rozbiórki przęsła żeglownego mostu objazdowego nastąpiła katastrofa i konstrukcja runęła w nurt rzeki. Najprawdopodobniej na szczęście nie było ofiar w ludziach. Zablokowany jednak został ruch barek w obie strony. Jak wspominali świadkowie, w pierwszych dniach po katastrofie barki stały na całej długości widzianej z nabrzeża Odry. Dopiero we wrześniu przewidywano podniesienie przęsła żeglownego mostu objazdowego z koryta Odry przez Rejon Dróg Wodnych Wrocław, demontaż pozostałych przęseł mostu objazdowego, oczyszczenie koryta rzeki z narzutu kamiennego i ścianki szczelnej przy wyburzonym filarze pod nowym mostem, oczyszczenie i malowanie konstrukcji Bailey’a”.

Most odrzański w Głogowie w latach sześćdziesiątych XX wieku. (fot. H. Łebek)

2002,1.08., zmarł w Głogowie w wieku 80 lat Tadeusz Sulicki. Zanim stał się znanym lekarzem, młodość spędził w wojennej konspiracji na Żywiecczyźnie i na podziemnej Jagiellonce w Krakowie, gdzie studiował medycynę. Pierwsze dni wolności to służba w 8 Kołobrzeskim pułku piechoty. Potem znów studia i katorżnicza praca w kopalni. Za karę, że nie doniósł na kolegów. Z wojennych czasów wzięło się nazwisko, bo właściwie nazywał się Sznajdrowicz. Skierowany do pracy w placówkach zdrowia na Dolnym Śląsku, trafił do Szprotawy, a w roku 1960 do Głogowa, które to miasto uhonorowało go później tytułem Honorowego Obywatela, gdzie mieszkał do śmierci. Ta zabrała go w rocznicę wydarzenia szczególnego dla Polaków. Powstanie Warszawskie znalazło też miejsce w wojennych wspomnieniach dwóch Przyjaciół.

Jan Mituś i Tadeusz Sulicki napisali relację pt. „Moja okupacja. Czyli przydługa i nudnawa, ale za to prawie cała prawda o mojej okupacji”, Oświęcim, luty 1983. Dzięki uprzejmości Rodziny Doktora, maszynopis trafił też do Wehikułu czasu. Dziś prezentujemy świadectwo świadomości konspiratorów z Małopolski i ich dylematy.

„…nadszedł sierpień. Docierają wiadomości o powstaniu w Warszawie. Anglicy początkowo o tym nic w radiu nie mówią. Niemcy też nie piszą, ale im trudno się dziwić. Dopiero po kilku dniach głośno w angielskim eterze o bohaterskiej walce warszawskich powstańców z przeważającymi siłami wroga. Niemcy też już piszą o bandyckich wybrykach w Warszawie. A Rosjanie są już blisko! Wilno, Lublin, Lwów zajęte!

My stoimy na uboczu zdarzeń! Czy to dobrze, czy źle? Na pewno źle! Lepiej byłoby bić Niemców i robić Polskę, ale nie tę przecież kierowaną z Moskwy! Bić Niemców! Tak! Ale czym?.. A więc dobrze czy źle, że u nas nie ma powstania. Trudno znaleźć jasną odpowiedź, nawet wysoki komitet trzech jest w szachu! Chyba jednak dobrze, że powstania poza Warszawą nie było. Chłopcy są jednak rozgoryczeni. – A my nic? – pytają – Ano nic – pada w odpowiedzi. Zimny prysznic – aresztowania…

Powstanie w Warszawie trwa. Zrzutów broni dokonuje lotnictwo angielskie startujące z baz we Włoszech. Nie dogadali się z Rosjanami, aby skorzystać z ich lotnisk. Paryż zajęty. Rzym zajęty, Rosjanie nad Sanem i pod Warszawą. Trzeszczy w posadach trzecia Rzesza. Liczymy, że do zimy będzie już po wszystkim…”.

Obydwaj autorzy już nie żyją. Pozostaje nasza pamięć…

Dr n. med. Tadeusz Sulicki

2006, 24.08., zmarł znany głogowski malarz Zygmunt Stachura. Dziś miałby dopiero 70 lat, urodzil się bowiem w 1948 r. w Łodzi. Tam też spędził dzieciństwo i młodość. Ukończył łódzką Państwową Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych. W 1974 roku z dyplomem uczeń Romana Modzelewskiego i prof. Janiny Pierzgalskiej w kieszeni, jak mówił w jednym z wywiadów, chciał wędrować do Paryża. Głogów był po drodze. Przysiadł na chwilę, został na zawsze. Był jednym z aktywnych członków miejscowego środowiska bohemy. Swoją osobowością zarażał miłośników talentu. Był systematycznym dokumentalistą ruin Starego Miasta i jego odbudowy. Uczestniczyl w artystycznym upiększaniu wielu głogowskich miejsc i instytucji.

Pochowany na cmentarzu przy ul. Legnickiej, wabi do siebie charakterystycznym nagrobkiem. A w mieście, naprzeciwko portalu fary św. Mikołaja, stanął kilka lat temu poświęcony mu pomnik.

Polecamy biogram głogowskiego Canaletta, autorstwa Romy Pilitsidis w Glogopedii – http://www.glogow.pl/ezg/index.php/Stachura_Zygmunt

W siódmą rocznicę śmierci malarza, w upalne popołudnie, w obecności wielu głogowian i nie tylko, odsłonięty został pomnik mu poświęcony. I mimo, że z błędem (poprawionym), wrósł w pejzaż staromiejski. (fot. Wehikuł czasu)

 

2013,6.08., na drodze wojewódzkiej nr 292, czyli na trasie z Głogowa do Zielonej Góry przez Żukowice, zawadiacko szarżował, wioząc koparkę na naczepie, 57-letni kierowca, który z racji wieku, winien być statecznym starszym panem. Pod żukowickim wiaduktem się „nie zmieścił”. Uderzyl wysięgnikiem koparki w budowlę, naruszając konstrukcję torowiska. Fantazji nie zabrakło i wtedy. Kierowca po prostu wycofał pojazd i myśląc, że jest niezauważony pomykał w kierunku pobliskiego lasu. Już w bezpośrednim sąsiedztwie Huty porzucił maszyny i poszedł. Okazało się, że jednak byli świadkowie i niebawem zjawiła się policja i służby utrzymania ruchu kolei. Konstrukcja wiaduktu została naruszona w sposób zagrażający ruchowi. Straty wyceniono na ponad 300 tysięcy złotych. Sprawca skorzystał z prawa do dobrowolnego poddania się karze. Został więc skazany na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu do 3 lat. A także otrzymał zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych kategorii C i E na okres 1 roku.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.