Wehikuł czasu – styczeń 2018 (rok 9/107)

Przed nami rok szczególny. Obchodzić będziemy rocznice zdarzeń mających wielkie znaczenie dla współczesnych i potomnych. Będziemy je przypominać publikując materialy źródłowe, ilustracje i opowieści. Przypomnimy fakty wielkie i oczywiste jak i te drobne, lokalne i mikro.

400 lat temu wybucha wojna trzydziestoletnia – konflikt religijny trwający od 23 maja 1618 do 24 października 1648, w którym  pośrednio lub bezpośrednio, wzięły udział niemal wszystkie państwa europejskie. Spowodowana przyczynami natury religijnej, politycznie miała osłabić potęgę Habsburgów. Zniszczyła m.in. Śląsk i Glogów. Choć formalnie zakończona tzw. pokojem westfalskim, tu trwała przez łupieżczą obecność garnizonu szwedzkiego do sierpnia 1650 roku.

100 lat temu Polska odzyskała Niepodległość. Zapowiadane uroczyste obchody będą miały miejsce również w Głogowie. A kulminacją będzie data 11 listopada 2018 roku. A ówczesny Glogau był na progu tworzącej się Rzeczpospolitej. Przypomnimy jego miejsce i rolę w trakcie Powstania Wielkopolskiego. Natomiast porzadki okolicznościowe możnaby zaczać od ujednolicenia tabliczek z nazwami ulic Ojców Niepodległości.

99 lat temu przez niemiecki Glogau w zaplombowanych wagonach przejechały tysiące zołnierzy „Błękitnej Armii” generała Hallera. Z tej okazji zawiśnie w kwietniu dzięki staraniom głogowskiego radnego i miłośnika przeszłości Pawła Chruszcza tablica na dworcu kolejowym.

65 lat temu zaczęła wchodzić w ostatnią fazę planowania budowa mostu drogowego przez Odrę. mieszkańcy  tego zrujnowanego miasta jeszcze o tym nie wiedzieli….

Białoczerwony Głogów w grudniu 2017 r. (fot. Zbigniew Lipowski)

Zapraszam do lektury Wehikułu na stronie TZG i do Niecodziennika „Wehikułu czasu” – https://www.facebook.com/glogowskiwehikulczasu

Wszelkie pytania i uwagi prosimy kierować na adres wehikulczasuglogow@interia.pl

Z lektur Wehikułu 

Wraz z inauguracją obchodów stulecia odzyskania niepodległości Wehikuł czasu chce dołożyć swoją cegiełkę.  Polecamy lekturę książki niezwykłej, napisanej przez nietuzinkowego człowieka. Na druk w polskim tłumaczeniu czekała 66 lat.

Adrian Carton de Wiart, Moja Odyseja. Awanturnik, który pokochał Polskę, Wydawnictwo Bellona i Wydawnictwo Wingert, Warszawa 2016.

Autor to człowiek, który przede wszystkim lubił ludzi i umiał być wśród nich. Weteran wszystkich możliwych wojen od konca XIX wieku i ranny w nich kilkadziesiąt razy.

Ale od początku. W lekturze wielu chłopaków w latach 70 XX wieku – książce Janusza Meissnera – „Opowieść pod psem a nawet pod dwoma„,  natknąłem się na taką opowiastkę. Autor, sam pilot i i myśliwy, został poproszony przed wojna, o towarzyszenie cudzoziemcowi na polowaniu. Jak wspomina napotkał, dość posepnego, utykającego, z przepaską na oku i bez lewej dłoni myśliwego. Chwilę później ten jednym strzałem „na komorę”, miał połozyć wielkiego jelenia rogacza. I tu przypomniał sobie, że w Polsce przebywa owiany legendą „Anglik” – Carton de Wiart, który okazal się znakomitym kompanem. Meissner nazywał go „Robin Hoodem”.

Nastoletniemu wtedy czytelnikowi zaświeciły się oczy. Ale kiedy chciał dowiedzieć się wiecej, trafiał na ścianę – nic. W latach 90 troche się ruszyło – wspomniał  o naszym bohaterze profesor Davies w „Biały Orzeł, Czerwona Gwiazda…”, wzmiankował Andrzej Suchcitz w „Generałowie wojny polsko-sowieckiej 1919-1920. Mały słownik biograficzny”. Ale w dalszym ciągu wydawcy, tłumacze i ksiegarze niedostrzegali potrzeby wtadania książki na rynek polski

I wreszcie po 66 latach od jej brytyjskiego wydania ukazała się Moja Odyseja w Polsce.

Adrian Carton de Wiart (1880-1963), urodzil się w Brukseli jako Belg. Przez wiele lat żył jako angielski oficer wśród interesujących go ludzi z całego świata. Poznał i kontaktował się z wieloma mężami stanu, politykami, autorytetami, które miały realny wpływ na losy świata w pierwszej połowie XX wieku. Byli to między innymi Ignacy Paderewski, Józef Piłsudski, Ignacy Mościcki, Charles de Gaulle, Winston Churchill, Carl Mannerheim, Mao Zedong czy Douglas MacArthur.

Wielokrotnie był odznaczany, w tym Krzyżem Wiktorii – najważniejszym z brytyjskich odznaczeń wojennych.

W trakcie wojny burskiej napisał – „W tamtej chwili na zawsze zrozumiałem, że wojaczkę mam we krwi. Byłem zdecydowany walczyć – wszystko jedno z kim, lub o co. Nie wiedziałem, dlaczego ta wojna wybuchła, i nie obchodziło mnie, po której stronie miałbym się bić”. Odwaga, charyzma, znajomość języków, umiejętność nawiązywania kontaktów, tężyzna fizyczna czyniły z niego naturalnego lidera grupy mężczyzn. Lojalność, umiejętność oceny i analizy zjawisk ale też dyspozycyjność i konsekwencja z kolei predestynowala go do roli adiutanta, specjalnego wysłannika i doradcy. Uczestniczył w wojnach burskich na końcu Afryki, wraz z armią brytyjską pojechał do Indii, Somali Brytyjskiego. Już jako inwalida wojenny, wziął udział w krwawych zmaganiach I wojny światowej.

Przez przypadek, ale dlatego, że właśnie nie znał Polski i Polaków, trafił nad Wisłę w brytyjskiej Misji Wojskowej tuż po odzyskaniu niepodległości. I zatrzymajmy się chwilę przy obszernej części wspomnień z lat spędzonych w Polsce. Ze swadą świadczącą też o zmyśle obserwacji i odwadze w używaniu slowa opisywał to co zobaczyl i w czym uczestniczył. I chyba nie przejmował się poprawnościa polityczną. Pisał więc:

O armii brytyjskiej – „Nasza misja na Górnym Śląsku zajmowała tak proniemieckie stanowisko, że trzymałem się od niej z daleka”.

O Litwinach przy konflikcie o Wilno – „mówili, że prędzej umrą niż oddadzą miasto … kiedy Polacy zaatakowali, z ich strony zginął jeden żołnierz, na dodatek potrącony przez ciężarówkę”.

O Polakach – „Jestem przyjacielem Polaków i szczerze ich podziwiam  … ale uwielbiaja oni sytuacje kryzysowe. dopiero wtedy czują się jak ryby w wodzie …. Ich siłą jest odwaga, wiara, lojalność i patriotyzm. Każdy Polak, niezależnie od społecznej pozycji czy wykształcenia zdolny jest do wielkich poświęceń w imię idei – tą ideą była zawsze Polska, nawet gdy istniała tylko w ich wyobraźni”.

O ziemiaństwie – „…ciągle żyli jeszcze w świecie zbliżonym do feudalnej świetności, tonącym w luksusie, który był niewyobrażalny dla zachodnich Europejczyków. Nie przejmowali się pomrukami dochodzącymi zza wschodniej granicy”.

O polityce w Polsce – „… w Polsce na szczytach władzy co chwilę wybuchają jakieś kryzysy”.

W Polsce i wśród Polaków, po zakończeniu pracy w Misji Wojskowej przebywal jeszcze kilkanaście lat oddajac się głównie polowaniom. Mieszkał na Polesiu w podarowanej mu przez ks. Radziwiłła posiadłości w rozlewiskach Prypeci. W końcu sierpnia 1939 roku wyjechał natychmiast po odebraniu wezwania z ambasady w Warszawie („22 sierpnia w porze lunchu, ustrzeliwszy tegodnia 60 słonek …”). Pozostawił zestaw broni myśliwskiej i odzieży, które Rosjanie zarekwirowali.

Nie wrócił do Polski już nigdy. Jednak z perspektywy Londynu żywo interesował się przebiegiem kampanii „polskiej” – jak tę wojnę nazywał. Dostrzegł w niej trzy główne, nowe „wynalazki wojenne” – 1. potęgę wojny błyskawicznej przy użyciu wojsk pancernych i zmechanizowanych, 2. siłę i skuteczność lotnictwa bombowego oraz 3. znaczenie „piątej kolumny”.

 Moja Odyseja to pasjonujące świadectwo czasów minionych spisane przez uczestnika wydarzeń i przedstawiane czytelnikowi polskiemu ponad pół wieku po pierwszym druku. W roku 100 rocznicy odzyskania niepodległości nieznany opis świadka tych wydarzeń staje się prawie obowiązującą lekturą.

Polecamy.

2 - 2018.01 okładka

1288, 11.01., w trakcie uroczystości związanych z fundacją kolegiaty św. Krzyża we Wrocławiu, książę Henryk Probus pasował na rycerza swojego wasala i sojusznika,  księcia Henryka Głogowskiego. Książę Probus zakończył wreszcie długotrwały spór polityczno-kościelny z biskupem wrocławskim Tomaszem II. W działaniach przeciw dostojnikowi kościoła wspierał go Głogowczyk, co nad Odrą niemal nie zakończyło się ekskomuniką.

Święto na wrocławskim Ostrowie Tumskim jest więc ważne i dla młodego pana głogowskiego księstwa. Wiemy o tym z przekazu Jana Długosza, który jednak zamiast o Henryku głogowskim wspomina o Henryku Grubym. Jak pisze prof. Tomasz Jurek nie jest to jednak możliwe, zważywszy na słuszny wiek tego drugiego oraz wrogość między nim a wrocławskim księciem. Natomiast Głogowczyk nabywa kolejnych doświadczeń i wzorów do naśladowania.

1311, 26.01., głogowska księżna Mechtylda ufundowała w Kolegiacie, jak zauważył kronikarz – „dla zbawienia duszy zmarłego małżonka” nowy ołtarz ku czci św. Ducha. Księżna, wdowa po Henryku III, obok fundacji w innych kościołach i klasztorach, wiele uwagi poświęcała świątyni na Ostrowie Tumskim. Kolejne donacje w tej samej intencji przyniosły nowe ołtarze ś1)w. Jadwigi i Elżbiety czy zapewniły wosk do jej oświetlenia. Po śmierci w 1318 roku została w kolegiacie głogowskiej pochowana.

1472, 7.01., nad miastem pojawiła się tęcza jasna i wyraźna jak w lecie. „I była połączona z inną, lecz już nie tak jasną. I to w zimie, bardzo rzadkie [zjawisko]jak zapisał kronikarz Borgeni.

Najprawdiopodobniej zapiska dotyczy bardzo rzadko występującego na tej szerokości geograficznej zjawiska świetlnego jakim jest zorza polarna (Aurora borealis, aurora australis).

1627, styczeń,  kronikarz zapisał, żebiałoskórnik Krzysztof Kotter ze Szprotawy, prorokował m.in. upadek domu Habsburgów i został z powodu zniewagi majestatu aresztowany w Głogowie, postawiony pod pręgierzem i wygnany z kraju”.

I tu dla wyjaśnienia. Bialoskornik to rzemieślnik – garbarz, zajmujacy się wyprawianiem delikatnych skór przeznaczonych np. na rękawiczki czy odzież. W Głogowie cech białoskórników istniał od XV wieku.

1741, 15.01., król Fryderyk II, którego bataliony oblegały od kilkunastu dni Festung Glogau, zwrócił się do dowództwa twierdzy z pismem o poddanie się. Wysłany przez niego parlamentariusz przekonywał, że obrona jest bezsensowna ze względu na brak perspektywy odsieczy i odcięcie dróg, którymi dostarczane mogłoby być zaopatrzenie. Od 22 grudnia 1740 r. dowódca korpusu oblężniczego,  książę Leopold von Dessau  miał do dyspozycji 7 batalionów piechoty i 15 szwadronów jazdy czyli ponad 6000 luf i ok. 600 szabel.

Fryderyk II dążył do opanowania dzielnicy z całą bezwzględnością, pokazując już wtedy swój kunszt militarny i dyplomatyczny. Generałowie Marii Teresy mieli nadzieję, że pruski marsz zatrzyma się pod niezdobytą fortecą nad Odrą. Tak się nie stało. Prowincja stała otworem, wiec została opanowana. Natomiast z  niewielkimi załogami zablokowanych twierdz rozprawiano się systematycznie i po kolei.

Otaczające głogowską twierdzę bataliony księcia Leopolda von Dessau bacznie rozpoznawały każdy zaułek murów i wałów. Wykryto dzięki temu dziurę w umocnieniach obok ogrodów komendanta, za altaną. Król chciał zdobyć miasto ponosząc jak najmniejsze straty. Pisał do Leopolda, że: „On może do szturmu przystąpić tylko wtedy, gdy zaistnieje niezawodna nadzieja na udanie się tego bez większych strat.”

3 - 1741 - ostrzał

Oblężenie Glogau w 1741 roku, miedzioryt Johanna L. Buggela z 1765 r.(Glogau im Wandel der Zeiten, s.166).

1913, styczeń, miasto przejmuje, drogą wykupienia udziałów, Gazownię Miejską. Zakład, pozostający dotąd w prywatnych rękach stale się rozwijał i unowocześniał. Np. w 1907 roku wzniesiono zbiornik gazu na 6.000 metrów sześciennych i nowy blok piecowy. Zracjonalizowano transport węgla i otrzymywanego na miejscu koksu. Uzyskiwano go w wyniku stosowanej technologii koksowniczej. Właśnie z uwagi na ten uboczny  produkt, który też się znakomicie sprzedawał, gazownia popadła w kłopoty. Otóż wielcy producenci koksu – śląskie huty – starali się, monopolizując rynek przetworzonego węgla, eliminować  konkurencję. Stąd wprowadzali ograniczenia w dostawie surowca do produkcji gazu. To z kolei miało wpływ na wynik ekonomiczny.

Władze miejskie, jak informuje Glogopedia, mając na uwadze interes społeczny wspomogły więc tę fabrykę, ratując przed upadkiem. Dostarczała gaz do 2766 odbiorców, którzy mieli zainstalowanych 4159 liczników. A zaczynano pół wieku wcześniej dostarczając gaz do 143 ulicznych latarni.

4 - 1913 gazownia -Die Stadt G

Gazownia w Głogowie.  Na pierwszym planie piecownia z piecem gazowniczym do przeprowadzenia procesu suchej destylacji węgla i jego odgazowywana. W głębi widoczny zbiornik gazu. (Fot. z tomu – Die Stadt Glogau)

1919, początek stycznia w związku z wybuchem powstania niedaleko za Odrą, stawia miasto w nowej sytuacji. Stwierdzono, że powstało zagrożenie naruszalności terytorium ziemi głogowskiej. W ramach reakcji na to niebezpieczeństwo, utworzono „dowództwo obrony twierdzy Głogów”. Zaczęto odtwarzać najważniejsze umocnienia, ustawiono polowe zasieki kolczaste. W trakcie masowych wieców mieszkańców na Rynku apelowano o jedność i gotowość do poświęceń dla obrony ojczyzny. Formowano bataliony ochotnicze. Komendantura twierdzy przystąpiła do tworzenia oddziałów ochotniczych, złożonych z ludności cywilnej (tzw. „Oderschutz”). Skierowano do mieszkańców wiosek – instrukcję, w której nakazywano tworzenie straży obywatelskiej we wszystkich nadodrzańskich miejscowościach.

A w garnizonie głogowskim w dalszym ciągu wrze.  Polacy odmawiają służby i niedemobilizowani, masowo dezerterują. Żołnierzy, których przechwycono z bronią bez przepustki lub podczas przechodzenia linii frontu, kieruje się do obozów karnych. Najwięcej Polaków przebywało w obozach w Żaganiu i Głogowie.

W połowie stycznia 9. Dywizja została przekształcona w formację ochotniczą do walki z Polakami (Freiwillingenkorps Schlesien). Dowodził nią gen Erich Weber. W oddziale tym brakowało jednak żołnierzy. Nie można było liczyć szczególnie na rekruta pochodzącego z Wielkopolski. Weber ustanowił punkt werbunkowy w Świdnicy. Jego pomysłem było również tworzenie batalionów studenckich w oparciu o młodzież akademicką Wrocławia.

(z książki „Twierdza Głogów. Garnizon i ludzie 1630-2009”)

5 - 1919 - 1 wyjazd na front 1916

Peron głogowskiego dworca kolejowego w czasie Wielkiej Wojny

1953, 21.01., w Warszawie odbyło się posiedzenie Rady Technicznej Centralnego Zarządu Dróg Publicznych Ministerstwa Transportu Drogowego i Lotniczego. W trakcie spotkania pod przewodnictwem mgr inż. Tadeusza Mejera, głównym punktem porządku obrad była ocena projektowania „mostu stalowego przez rzekę Odrę w Głogowie, nr zlecenia  527/1”.

Stwierdzono zgodność projektu technicznego z projektem wstępnym. Zgłoszono szereg technicznych uwag i poprawek szczegółowych. Stwierdzono też w ocenie, że  „Konstrukcja wykonana oszczędnie. Oszczędność w stosunku do wykonanych mostów stalowych nitowanych wynosi przynajmniej 15%”. Według opinii Rady „projekt nadaje się do oddania Inwestorowi po przeprowadzeniu wymienionych poprawek”. Szczególną uwagę Rada poświęciła zespołowi projektantów, który wykonał projekt „bardzo starannie w czasie bardzo krótkim, podyktowanym wymaganiami pkanu inwestycyjnego.”

Choć do rozpoczęcia budowy była jeszcze daleka droga, kolejny krok został wykonany.

1959 15.01. rozpoczął się drugi rok nauki w Państwowej Szkole Rolniczej w Żarkowie. Zajęcia będą trwały przez 11 miesięcy, do 15 grudnia.

Naukę podjęły 32 osoby, głównie pochodzące z terenu powiatu głogowskiego. Wśród uczniów znalazły się już i dziewczyny. Było ich 16. Rozszerzono profil nauczania. Obok mechanizacji rolnictwa było też już ogrodnictwo.  Naukę prowadziło trzech nauczycieli zatrudnionych na stałe i dwoje specjalistów, tzw. „nauczycieli dochodzących”.

Szkole zapewniono dobrą bazę dydaktyczną. Szczególną uwagę zwrócono na praktyczną naukę zawodu. Ówczesny Głogów stawał się ośrodkiem regionu rolno-spożywczego, więc placówce oświaty rolniczej przekazano dwa gospodarstwa rolne o powierzchni blisko 300 ha. Szkoła stała się właścicielem dotychczasowego PGR w Żarkowie i ogrodnictwa w Paulinowie. Uwagę zwraca historyczna rezydencja właściciela majątku i właściciela cukrowni – 3,5 kondygnacyjny neoklasycystyczny budynek. Niestety urodę psują późniejsze „nowoczesne” dobudówki. Miejscy architekci twierdzą, że są one „kompletnie niedostosowane do zabytkowej bryły pałacu”. [sit glogow.pl]

6 - 1959 - zsp3

Eklektyczny kompleks Technikum nr 6, którego poprzedniczką była Szkoła Rolnicza jak mówiono – w Żarkowie. (zdjęcie wykonane 27.12.2013, Wehikuł dziękuje p. G. Myśków.)

1967, styczeń, zakończyły swój żywot ostatnie drewniane baraki postawione przy ówczesnej ul. Świerczewskiego (Sikorskiego). Wzniesione zostały na początku lat pięćdziesiątych dla potrzeb kadry miejscowych jednostek wojskowych. Miały tymczasowo rozwiązać problem mieszkaniowy przybywających do miasta żołnierzy zawodowych. Wojsko zaczęło od roku 1956 zwalniać mieszkania i wtedy okazało się, że baraki mogą służyć i ludności cywilnej, której nie można było zapewnić stałego lokum.

Kiedy zapadła decyzja o budowie osiedla mieszkaniowego „Matejki” zaczęto burzyć tymczasowe a mające juz ponad 15 lat budowle. Wielki udział w tym mieli żołnierze  miejscowego pułku pontonowego. Wiosną tego roku zaczęto wznosić bloki. Później powstała szeroka ulica i skwer….

7 - 1967 - budowa Os. Matejki

Ogrodzony plac budowy i pierwsze prace ziemne.

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.